42. Ta zniewaga krwi wymaga

Kolejne dwie grupy atakujących były w nieco lepszym stanie. Słaniali się na nogach, jeśli jeszcze je mieli i próbowali rzucać jakiekolwiek zaklęcia, które by im w jakiś sposób pomogły, ale w większości na próżno. Zwiadowca więcej widzieć nie chciał; mimo, że wiele osób już uśmiercił to wywołało u niego niebywały szok i obrzydzenie. Wrócił czym pędem do Czarnego Pana z wieściami.

-Jak to większość NIE ŻYJE?! Zamek miał być przygotowany na nasze uderzenie, miał być czysty, mieli wszyscy ZGINĄĆ! Severusie, może ty mi wytłumaczysz co się stało?!

-Obawiam się, że zostały podjęte wszelkie środki bezpieczeństwa i zamek został opuszczony, jednak nie wiem kiedy zastosowano taką ilość pułapek. Jeszcze dziś rano…

-Nie obchodzi mnie twoje rano! Zapłacisz mi za tą porażkę, Severusie. Tak Cię ceniłem, a ty mi tak odpłacasz? Poczekaj tylko na swoją kolej…

Zwrócił się do pozostałych swoich popleczników.

-Posłuchajcie mnie teraz uważnie! Musimy wrócić do swoich kryjówek, ale macie zniszczyć te ruiny do ostatniego kamyczka! Niech zostanie ta szkoła zrównana z ziemią! Ci, co chcą krwi, niech idą do Hogsmeade… Pomścijcie swoich braci!

Gdy zajęli się niszczeniem budynku, on zniknął ze Snape’em .

*

Hogsmeade zamarło. Zrobili tyle, ile mogli. Teraz pozostało tylko czekać, a nikt nie chciał przerywać tej przeklętej ciszy. Co poniektórzy walnęli sobie jeszcze po kieliszeczku czy kufelku i obserwowali coraz większy kłąb dymu, najprawdopodobniej z Hogwartu.

Hermiona w milczeniu nadal słuchała swojej opiekunki. Wyglądała teraz dość żałośnie, stara panna żaląca się uczennicy.

-Niektórzy z nas nie wybrali samotności, to ona wybrała ich. Więc proszę Cię dziecko, jeśli przeżyjesz, ciesz się życiem. Znajdź partnera, miej rodzinę, bo to największy skarb w życiu. Jesteś piękna i mądra, dojdziesz jeszcze do sukcesu, ale skup się na własnym szczęściu i daj je innym, nie bierz przykładu ze mnie.

-Ależ pani Profesor, przecież będziemy żyć jeszcze długo. Nie ma co się załamywać, póki różdżki w dłoniach. Jeśli się poddamy emocjom teraz, to nie czeka nas nic później. Damy z siebie wszystko.

*

-Nie sądziłem, że to pójdzie tak łatwo. Dużo Śmierciożerców padło od mugolskich przedmiotów. Hermiona i Harry w dziedzinie mugoloznawstwa powinni mieć same Wybitne.

-To nie ulega wątpliwości, pani Burbage. Ale o ocenach porozmawiamy nieco później. A teraz posłuchajcie wszyscy, budynek Hogwartu został już zniszczony, ale poległo wielu naszych wrogów! Naszą ostoją jest teraz Hogsmeade. Ci, którzy chcą, mogą odejść. Możecie się ukryć i być bezpieczni…

-Bezpieczni? – zagrzmiał z drwiną właściciel pubu – Teraz nikt nie jest bezpieczny nigdzie! Mamy chować się wśród mugoli? Ich też zaatakują. Jeśli nie zatrzymamy ich tutaj, nie będzie ratunku.

Rozbrzmiały gromkie brawa. Mężczyzna miał rację, świat się wali, ale są jeszcze szanse, z resztą wybór jest niewielki. Gdy brawa ucichły dotarł do nich inny dźwięk, zdecydowanie mniej przyjazny.

-IDĄ! Wszyscy na stanowiska! Przygotować się!

Harry i Ron, którzy pojawili się niedawno z nauczycielami w miasteczku szukało przyjaciółki. Cieszyli się, że inni uczniowie zostali oddelegowani do domów. Będzie mniej ofiar…

Ale nie tylko oni szukali Hermiony. Przez tłum przebijał się jeszcze jeden młodzieniec, aż ktoś złapał go za ramię.

-Co ty tu robisz?

-Szukam Granger, muszę ją zobaczyć!

Remus spojrzał na chłopaka z dużą dozą niepewności.

-Wiesz gdzie ona jest czy nie!?

Mężczyzna poszedł z nim do pubu, gdzie dziewczyna nadal siedziała, ale już sama.

-Herm…

-Draco?!

Rzuciła się mu na szyję. I tak już płakała, ale teraz łzy lały się niemal strumieniami. Nie mogła słabości okazać przy załamanej nauczycielce, ale to już inna sytuacja. Żadne nie powiedziało już słowa, tylko stali przytuleni, trzęsąc się ze strachu. Dopiero czyjś krzyk „IDĄ!” wytrącił ich z tej równowagi. Spojrzeli sobie w oczy, na słowa nie było czasu. Wybiegli na ulicę.

*

-Coś ty sssobie myślał? Jak długo to trwa?!

Czarny Pan uderzył ręką o blat stołu.

-Jeśli dobrze wykonywałbyś swoje zadanie wiedziałbyś o wszystkim! Dumbledore tak Cię ceni, jesteś tak zaufanym nauczycielem… i mówisz, że nie wiesz kiedy rozsssstawiono tyle pułapek?! Moja Nagini nie żyje!

-Wybacz mi, Panie… Dumbledore zaczął coś podejrzewać. Tym bardziej, kiedy pojawiła się Alice…

-A więc to MOJA wina?! Crucio!

Snape walczył dzielnie z samym sobą, by nie krzyczeć z bólu. W sumie to zaczął się przyzwyczajać, tyle razy już oberwał… no i czasem – jak nie zapomniał – brał jakieś drobne eliksiry na złagodzenie odczuwanego bólu gdy przewidywał, że coś takiego może się zdarzyć. Intuicja nigdy go nie myliła.

-Byłeś najlepszy, Severusie. Pokładałem w tobie wielkie nadzieje… ale zawiodłeś mnie. Czy chcesz powiedzieć mi jeszcze coś na koniec twego żywota?

-Myślę, że już nic nie trzeba dodawać… słowa i tak nic nie zmienią…

Snape „otworzył” swój umysł, przez który po chwili przedzierał się Voldemort. Ah, wrodzona ciekawość… Ale już po chwili stwierdził, że wolałby nigdy pewnych obrazów nie zobaczyć. Szybko przelatujące kadry z filmu pt. „Życie Severusa Snape’a” wzbudzały w nim coraz większą wściekłość.

Snape i Voldemort. Snape i Dumbledore. Snape i Lili. Snape i Dumbledore. Snape i Voldemort.

Szkoła. Dumbledore. Lekcje.

Tworzenie dużych ilości jakiegoś eliksiru. Picie ich. Voldemort.

Malfoy. Dumbledore. Voldemort.

I można tak jeszcze godzinami, ale ten chaos wystarczył w zupełności i na prawdę przekraczało jego najśmielsze oczekiwania. Czym prędzej wydostał się z jego umysłu i ponowił Cruciatus. Wrzask.

-Leki przestały działać? Jak mi przykro… albo i nie. Severusie, zawiodłeś mnie…

Jego głos w tym jednym, jedynym momencie był nad wyraz ludzki. Jakby się uprzeć to dałoby się znaleźć nutę prawdziwego smutku.

-Jesteś naprawdę wyjątkowy, Sseverusie. Jesssteś jedyną osobą, na którą nie chcę rzucić Avady mimo nieudanego zadania i wieloletniej zdrady. Taaak… myślę, że zasługujesz na coś lepszego. Uznaj to za… wynagrodzenie.

Dotknął różdżką Mrocznego Znaku na swoim ramieniu a już po chwili w sali znalazła się pewna kobieta.

-Mam dla Ciebie zadanie. Zajmij się nim, byle porządnie.

-Tak jest, mój Panie!

Nie była jeszcze świadoma, kto będzie jej ofiarą. Podeszła do mężczyzny i zamarła na sekundę gdy go rozpoznała.

-Severus? Ojj to sobie nagrabiłeś… hahahah!

„Oh, cudownie. Największa wariatka zaszczyci mnie swoją bezkresną nienawiścią i słabym żartem…”. Leżał i nie zamierzał się nawet poruszyć. Nie musiał długo czekać, bo zaraz oberwał kilkoma niezbyt przyjemnymi zaklęciami, jeden po drugim.  Zapowiadała się długa noc…

*

Walka trwała w najlepsze. Było już po zmroku, ale i tak na ulicach jaśniało od palących się budynków i rzucanych zaklęć, bo te ochronne długo nie wytrzymały. Śmierciożerców było więcej niż mogli przypuszczać.

-Hermiona! Uciekajmy stąd!

-Nie zostawię Harry’ego i Rona! Muszę ich znaleźć!

-Zajmij się choć raz własnym życiem, oni mogą już nie żyć!

Dziewczyna nawet nie chciała go słuchać i pobiegła w tłum. Co prawda udało jej się uniknąć śmierci, ale złamania ręki już nie. Potknęła się o coś i upadła sprawiając sobie niechcący dodatkowy ból; wokół było pełno kurzu i nikogo znajomego. Gdy spojrzała o co się potknęła głos zamarł jej w gardle. To było ciało kobiety, którą znała – profesor Sprout. Nagle szarpnięcie – ktoś postawił ją na nogi. Nie widziała kto, oczy zaszły jej łzami. Ten ktoś ją ciągnął, ale nie wiedziała dokąd. Była obolała i w szoku, niewiele ją interesowało. W sumie chyba nic w tej chwili…

Wpadli do jakiegoś budynku, a zaraz i do piwnicy. O mało sobie i nóg nie połamała, ale dotarła jakoś jeszcze w całości na dół.

-No wreszcie!

-Myślisz, że tam są sami miłośnicy kwiatów i biją się o wianuszki?!

-Spokój, obaj! Dzięki, Malfoy.

Jak się okazało ciut później ta piwnica była początkiem podziemnych katakumb. W razie potrzeby odpowiednim zaklęciem można było otworzyć masywne drzwi… które z resztą reagują tylko i wyłącznie na ten jeden czar.

-Wchodźcie. Ulokujcie się w którymś pomieszczeniu, będziecie bezpieczni. Jesteście jeszcze tacy młodzi, w was nasza nadzieja.

Brunetka słyszała słowa, ale nie rozpoznawała głosów i nie interesowało ją to. Nie sądziła, że tak przeżyje czyjąś śmierć. Może gdyby to był ktoś obcy i gdyby się o niego nie potknęła… ktoś zaczął nią potrząsać. Ból ręki ją nieco otrzeźwił.

-Mionka, żyjesz ty?

-Ron..? Gdzie…

-Jesteśmy pod ziemią, musimy się ukryć. Śmierciożercy zbierają krwawe żniwo…

-Pani Sprout… widziałam ją. Ja.. ja się potknęłam o jej ciało. Ona jest martwa, te oczy… nie tylko ona. Dlaczego ja żyję? Czemu to wszystko się dzieje?!

Malfoy obserwujący ją cały czas aż się przeraził. Widział kiedyś podobny stan, ale u jego matki. Wiele lat zajęło jej przyswojenie myśli, iż jej mąż ma krew na rękach i będzie jej więcej. Potem doszła histeria z jego powodu… dlatego musi przebywać pod ciągłą opieką w domu.

Blondyn podszedł do niej i ją objął. Głaskał ją delikatnie po włosach nie zważając na niezbyt przychylne spojrzenia osób obecnych, a było ich trochę.

-Dobra, Malfoy, dzięki za pomoc, ale spadaj już do swoich Śmierciożerców.

-Ron..! Daj mu spokój… chcę, by z nami poszedł…

Powiedziała to bardziej do siebie niż do przyjaciela, ale usłyszał. Bez słowa wszedł do tunelu wraz z dwoma czarownicami. Harry wyciągnął rękę do Hermiony, która jednak niczym małe dziecko nie chciała odstąpić od starszego braciszka. Blondyn powiedział tylko krótkie „idź”. Nie mógł od tak uciec od wszystkiego. Jest Malfoy’em i nic tego nie zmieni. Co powinien więc teraz zrobić?

Dodaj komentarz