22.1. Monolog wewnętrzny

Stwierdziłam, by lepiej niektóre elementy zrozumieć i bardziej wczuć się w postacie należałoby poznać bliżej ich punkt widzenia. Najlepszym sposobem na to w tym wypadku są monologi wewnętrzne, prowadzone przez konkretne osoby. Mogą powiedzieć najwięcej i najbardziej prawdziwie. Oznaczyłam ten rozdział jako 22.1. czyli pośredni, nie wchodzący stricte w ciągłość historii, a jednak ułatwiający życie, a przynajmniej mam taką nadzieję. 

Brunetkę niekiedy nachodziły w wolnej chwili różne myśli, mniej i bardziej pozytywne. Próbowała je jakoś poukładać, ale było to trudniejsze niż mogłaby się spodziewać.

Draco… bardzo często wracała do niego myślami, ale coraz większy problem jej sprawiał. Był dobrym kompanem i partnerem, dobrze się dogadywali i pokazał jej nieco swojego szalonego świata, gdzie mogła się bawić i odkryć w sobie drugie ja. Jednakże…

Można powiedzieć, że Malfoy był doświadczony, jeśli chodzi o podboje. Oczywiście doskonale wiedziała, że ona nie jest jak inne, absolutnie, ale jego zachowanie czasem ją już drażniło. Objęcia i pocałunki były przyjemne, ale ręce ma zwinne niczym herb Slytherinu i niekiedy błądzą tam, gdzie jeszcze nie powinny.

Poza tym… cóż, nie jest głupi, ale faktycznie brak im niekiedy tematów. Wiadomo, że to wyzsze sfery, duże pieniądze i znajomości. Ma również swoje zainteresowania, jak choćby… Quidditch. Podobno nawet coś zbiera, ale nie chciał zdradzić czym to jest, więc albo się wstydzi, albo jest to po prostu dla niej niedostępne. Poza tym… ciężko powiedzieć czym się interesuje. No, może jeszcze czarną magią.

Źle się czuła, że myślała o nim w takich kategoriach, ale co mogła zrobić? To było silniejsze od niej, ale nadal żywiła nadzieję, że to kwestia czasu i wszystko się między nimi ułoży. W końcu nigdzie im się nie spieszy.

***

Nietoperz ponownie przechadzał się po szkole. Zrobił porządki w zapasach, złożył zamówienie na składniki, wysłał standardowe listy do kilku interesujących person w dziedzinie eliksirów… tylko co miał teraz ze sobą począć?

W sumie czekała go wizyta w domu. To była tradycja, że przynajmniej raz do roku wracał na Spinner’s End, choć nigdy nic dobrego tam na niego nie czekało, tym bardziej nikt. Przesiadywał tam zwykle kilka dni, czytał i wracał za mury Hogwartu bez oglądania się za siebie.

Ostatnio czuł się inaczej. Dziwnie. Aż się wzdrygnął, gdy przez myśl przeszło mu samotnie. Chyba robił się już stary, skoro nawiedzały go tak ponure myśli. Miał w końcu całą armię Śmierciożerców do towarzystwa, a jeśli chciał porozmawiać z kimś na poziomie miał do dyspozycji Malfoya. Do Voldemorta lepiej się nie zbliżać bez wezwania, ale zawsze mógł zacząć wyznawać dewizę „raz się żyje”.

Z drugiej strony miał Minervę. Znali się już długo, sporo razem przeszli, ba, można powiedzieć, że zna go dość dobrze. Pewnie z tego względu czasem go nachodzi, niby pogadać, a tak na prawdę wypytać o co tylko się da, a potem dawać swoje jakże genialne rady. Nie żeby ich kiedykolwiek słuchał… no, może raz czy dwa…

Kilka razy kładąc się do łóżka miał takie nieodparte wrażenie, że coś jest inaczej niż zwykle. Wtedy wstawał, rozglądał się, sprawdzał – wszystko w normie. Dopiero jak zamknął oczy pojawiał mu się obraz leżącej w tym samym miejscu dziewczyny. Za każdym razem przeklinał się za to i pił Eliksir Słodkiego Snu, po którym spał dłużej niż powinien, co skutkowało często wizytą McGonagall i koło zamykało się.

Chciał się oderwać od tej rutyny, ale nie mógł. Nie teraz.

***

Draco siedział w swoim pokoju i pisał kolejny list, w którym serdecznie zaprasza na uroczystość. Już miał ochotę rzygać takimi pierdołami bez cienia prawdy. Nie chciał być klonem ojca, a dokładnie w takim kierunku to szło.

Wiele razy zastanawiał się jak matka z nim wytrzymała tyle lat. Ale jakby się nad tym zastanowić bardziej… nigdy nie była zbyt wylewna czy rozmowna. Przytakiwała mężowi chyba zawsze, przynajmniej on nie pamięta sprzeciwu.

Właściwie to chciałby mieć normalną rodzinę, gdzie wszyscy są po prostu szczęśliwi, a nie chodzący jak sztywne kije od miotły, kłaniające się w pas odpowiednim ludziom. Jasne, że pieniądze mają władzę, ale czym są pieniądze bez ręki, która nimi dysponuje? Przecież każdy grosz można rozdysponować inaczej niż na… no właśnie, na co?

Ojciec z pewnością podtrzymuje działania Śmierciożerców i idą na to duże sumy, część na dom, reszta oszczędzana. I co im z tego wielkiego domu? Nie widują się przez cały dzień prócz posiłków, które i tak mijają w milczeniu. Gdzie tu sens takiej rodziny?

Ale Granger… znaczy Hermiona dała mu jakąś nadzieję. W sumie dawno o niej nawet nie pomyślał, a ona pewnie uniosła się dumą. Rozczulała go i obudziła w nim ten ludzki pierwiastek, który mógł zatracić, gdyby nie ona.

To pierwsza dziewczyna, której poważnie przedstawił swoje uczucia. Może nie zawsze szło jak po maśle, ale też musiał ją zrozumieć, choć nie było to ani wygodne ani łatwe. Generalnie to będzie musiał niedługo o sobie przypomnieć. Brakowało mu jej dotyku, jej delikatnej skóry, miękkich ust… oh, korciło go, by pójść ten krok dalej, ale za każdym razem kazała mu przestać. Ubolewał nad tym w duchu, ale nie będzie jej do niczego zmuszał. Nadejdzie i dla niej ten czas.

Dodaj komentarz