McGonagall i Snape poszli do jej gabinetu. Siedzieli przez chwilę w milczeniu zapewne zastanawiając się co powiedzieć i zrobić z takim fantem żeby było najlepiej dla ich podopiecznych.
-Więc co, Minervo? Oni nie będą razem, wiesz o tym.
-Czemu nie. Severusie, jesteś taki niewierzący! Miłość potrafi przetrwać wszystko. Ja wiem, że ty masz serce z kamienia, no ale…
Tak, coś o tym wiedział. Miłość przezwycięży nawet śmierć.
-Błękitna krew rodu Malfoy’ów miałaby się łączyć ze szlamą?! Czyżbyś postradała zmysły, kobieto?
-Radzę Ci zważać na to, co mówisz, Severusie. To najmądrzejsza dziewczyna w szkole, nie podważysz tego. Kochają się, trzeba dać im szanse. Sam byłeś młody i głupi…
-Ani mi się śni. – wstał i wyszedł z gabinetu. Jeszcze tego mu brakowało, żeby stara wiedźma go umoralniała i uczyła życia. Też był młody i też kochał! A ona gdyby była taka idealna też by miała męża i gromadkę dzieci, a nie uczyła cudze w szkole. Trzeba rozmówić się z Draconem, jednak nikt z jego znajomych go nie widział, bo od pewnego czasu snuje się sam. To było niepokojące. Więc… Skierował się do skrzydła szpitalnego.
**
-Co tu robisz… jeśli ktoś Cię tu zobaczy…
-Musiałem. Na prawdę płakałaś całą noc? Dlaczego? Powiedziałaś, że nie chcesz się ze mną spotykać i już. Więc czemu?! Myślałem, że zawału dostanę, gdy się dowiedziałem, że tu jesteś!
-Kto Ci powiedział…
-Weasley. Ta twoja przyjaciółeczka Cię chyba kocha bardziej niż własną rodzinę.
-Idź już… pewnie niedługo przyjdą chłopcy…
-Nie zostawię Cię tak!
-Na lekcje!
Widać było już złość w jej oczach. Wyszedł bez słowa potrącając po drodze Rona.
-Uważaj gdzie leziesz.
-Sam uważaj, ślizgonie!
Draco prychnął i zniknął za rogiem. Chłopcy spojrzeli na siebie zdziwieni. Malfoy nie odpysknął nic, nie wyjął różdżki, nie odgrażał się? Pewnie Pansy też tu leży i wycisnęła z niego resztki życia. Biedna Hermiona.
**
-E tam, dobrze wyglądasz! Kiedy wracasz do normalności?
-Najpóźniej jutro. Mam nadzieję, że macie dokładne notatki z lekcji. Muszę wszystko wiedzieć.
-Tak, tak. Po co był tu Malfoy? Nikogo tu nie ma prócz Ciebie.
-Ym..on… do Pani Pomfrey z jakimś poleceniem od Snape’a.
-Ahaaa. A jak Ci tu? Karmią Cię? Pewnie przeczytałaś już pół biblioteki?
Do wieczora siedzieli razem i śmiali się. Draco również był, tyle że za drzwiami. Słuchał i zaciskał tylko pięści, by nie pójść tam do nich i dać im w ryj. Tak bardzo chciał być na ich miejscu..
**
-Dracon, skąd wiedziałem, że tu będziesz?
-Oh, profesorze, to Pan. Ja tylko…
-Nic lepiej teraz nie mów i chodź za mną. Musisz mi coś wytłumaczyć.
**
Następnego dnia Hermiona już normalnie chodziła na lekcje, dzięki czemu i Draco był spokojniejszy. Snape to widział i wcale nie był z tego zadowolony. Musiał coś wymyślić, więc kazał jej zostać po lekcji.
-O co chodzi, Panie Profesorze?
-O dodatkowe zajęcia z eliksirów. Ostatnio się… opuściłaś. To na prośbę McGonagall, nie myśl, że to dla mnie przyjemność. Skoro tak lubisz uczyć innych, to sama się nauczysz więcej. I żadnego ale, tak ma być. Od jutra zostajesz tu do wieczora. Jasne?
-A kiedy niby mam mieć czas na odrabianie lekcji?
-Nie powinnaś mieć z tym problemu. W końcu jesteś wybitna.
Po wyjściu Hermiona klęła pod nosem. Co za buc! Specjalnie to zrobił, mimo, że się z Malfoy’em nie spotyka. Oho – o wilku mowa.
-Czego chciał?
-Dodatkowe przymusowe zajęcia. Codziennie.
Oboje byli wściekli. I przez te zajęcia, i przez swoich opiekunów, i przez samych siebie. Jak mogli dać się tak omotać? Jak wąż z lwem ma żyć w zgodzie?