25. Początki końca?

-Minervo, nie sądzę, aby to był twój problem.

-Ależ właśnie to JEST mój problem! To moja wychowanka. Wiesz, ile ma lat. A ty takie rzeczy? Nie spodziewałam się tego po tobie.

-To nic. Przejdzie mi. Widocznie nachodzą mnie głupoty gdy nie mam kogo dręczyć i dręczę sam siebie. Znasz mnie chyba wystarczająco długo.

Wypili już 3 butelki: wódki, rumu i likieru, ale oboje nie wyglądali wcale nawet na wstawionych. To pewnie z nerwów.

-Severusie… powiedz mi jak. Jak to się zaczęło?

-To wszystko twoja wina. Ty chciałaś dodatkowe lekcje z eliksirów, to masz za swoje.

-Opowiedz mi. Może zrozumiem i znajdziemy jakieś rozwiązanie…

-Znajdź mi jej włos a rozwiąże się samo. Eliksiry to moja działka.

-Eliksir zapomnienia? Nadal ją będziesz uczył, nie możesz zapomnieć, że istnieje.

-To da mi trochę czasu. Ale chciałaś wiedzieć, więc… pokażę Ci… – zamknął oczy i otworzył umysł przed kobietą.

Kolejna noc kiedy Granger była u Snape’a. Siedziała smutna, mieszała jakby od niechcenia coś w kociołku.

-Mam nadzieję, że nie wysadzisz nas w powietrze.

-Nie, panie profesorze… czuję się taka… nieswoja, zagubiona. Ale co to Pana obchodzi…

-Czasem obchodzi, jeśli zagrożone jest moje zdrowie i życie. Więc odstaw to i mów.

-Eh… nie wiem sama. Pan wie o Draco. Coś mnie do niego ciągnie. Całym sercem, ale… boję się. To taki typ… pociągający, a zarazem straszny. Straszny może przez swoje pochodzenie? Jest czystej krwi, a ja? Jego ojciec chyba by mnie zabił.

-Niewątpliwie.

-Chciałabym mieć kiedyś rodzinę. Być szczęśliwa z kimś, przy kim będę czuć się bezpiecznie. Kimś dojrzałym, inteligentnym…

-Przystojnym i bogatym?

-Ależ ma Pan płytkie zdanie o kobietach! To nie o to chodzi! Jeśli ma się ukochaną osobę, nie trzeba mieć willi. Można mieć nawet tylko taki pokój jak Pana, łóżko, kilka regałów z książkami, szafa, łazienka i to wszystko.

Był lekko zaskoczony jej odpowiedzią. Nietypowa dziewucha. I czyżby podobał jej się jego pokój?

Rozmawiali jeszcze tak chwilę póki jej nie pogonił. Od tego czasu przychodziła prawie codziennie i przy przyrządzaniu eliksirów rozmawiali na miliony tematów, tak swobodnie jak rówieśnicy.”

-Czy to Ci wystarczy?

-Tak, to… w zupełności wystarczy. – Minerva wstała i po prostu wyszła. Nie wiedziała co powiedzieć. Hermiona odnalazła w nim coś na wzór bratniej duszy, ale… czy to możliwe?

**

-Czy może mi ktoś wreszcie powiedzieć co tu się stało?! – dało się usłyszeć, że pani Weasley otrząsnęła się po pierwszym szoku.

-Mamo… Hermiona chodzi z Draco. Jest szczęśliwa. –odpowiedziała spokojnym tonem najmłodsza z towarzystwa.

-A..ha. To dobrze. No tak…

Ron tymczasem o mało nie rozwalił z tego „szczęścia” salonu.

-Ron, rozumiem teraz, jak to dla Ciebie trudne, ale…

-Nawet nic nie mów, mamo. Nic nie rozumiesz. A ja tego tak nie zostawię.

-Wyluzuj brat, kobieta to jak ptak, ulotna. – szepnął troskliwy Fred.

-Za tępy jesteś dla niej. – dodał delikatnie George.

Nie mógł tego słuchać. Wybiegł. Chciał uciekać jak najdalej, zapomnieć. Biegł i biegł aż zabrakło mu tchu, przewrócił się, zaczął walić pięścią w ziemię. Wszystko było tak okropne…

**

Draco z Hermioną siedzieli sobie przy altance porastającej wielokolorowymi różami.

-Tu jest pięknie, Draco. Dziękuje. Ale czemu mnie tu zabrałeś i to wbrew temu co pisałam?

-Właśnie z tego powodu. Jakoś tak wydawało mi się, że jesteś smutna. Więc trzeba było Cię rozweselić. Wiesz, że dla Ciebie wszystko.

-Naprawdę, jesteś kochany.

-Też Cię kocham. Dlatego chciałbym Ci coś obiecać… – złapał ją za dłonie, po chwili zjawił się jakiś duch. Wokół ich złączonych rąk pojawiła się wstęga.

-Draco? Co ty wyprawiasz? Ty chyba nie…

-Tak, chcę. W towarzystwie mego drogiego wuja, przysięgam na moje życie, że nigdy Cię nie opuszczę. Zawsze będę Cię kochał i starał się byś była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Zawsze i na zawsze.

Po chwili wstęga jakby „wsiąkła” w ich ręce, a duch uśmiechnął się tylko, pokłonił się i zniknął.

-Co to było?…

-Taka rodzinna odmiana przysięgi. Jak widzisz, może być też przy duchach. Oni są zawsze pomocni.