41. Przeliczmy zyski i straty…

Wszyscy uczniowie byli przerażeni, tylko nauczyciele próbowali zachować powagę. Na szczęście większość rodziców już przybyła po swoje pociechy i zabrali je do domów czym prędzej. Hermiona, Harry i Ron zostali zabrani do Nory. W gruncie rzeczy bez opiekunów została Alice i jeden Puchon.

-Panno Shafiq, a gdzie Pani rodzice? Przecież mieli tu być!

-Nie wiem, nie mają radaru żebym mogła ich śledzić i niezbyt mnie to interesuje gdzie są naprawdę.

-Myślę, że możemy ją chwilowo zabrać do siebie, prawda, Draconie?

Chłopak spojrzał na ojca wymownie, ale nie powiedział słowa, wzruszył ramionami i oddalił się. Niedługo dołączył do niego ojciec z dziewczyną. McGonagall wyglądała jakby odetchnęła. Teraz może spokojnie sama oddelegować Puchona do sierocińca. Zamieniła kilka słów z pozostałymi nauczycielami i Dyrektorem. Teraz pozostało im się chyba tylko modlić…

*

Tymczasem u Czarnego Pana. Malfoy i Snape zniknęli z kręgu towarzystwa. Pozostała banda gdy już przebrnęła pod barierą napotkała kolejne przeszkody, choćby zawalone mosty. Nie zajęło by im może zbyt długo naprawianie tej drobnostki, gdyby nie fakt, że zaczęły atakować ich gargulce i inne tego typu kamienne „ozdoby”. Czarny Pan stracił na tym etapie więcej jednostek niż mógł przypuszczać, ale gargulce zostały doszczętnie zniszczone. Gdy już zrobili sobie przejście i stanęli przed głównym wejściem napotkali kolejną ciekawostkę pod tytułem żywe posągi. Voldemort zaczął się coraz bardziej irytować i powoli tracić nad sobą kontrolę. Jednak posiadanie przynajmniej jednego olbrzyma się opłaciło, mimo to stracił kolejną dużą grupę atakujących. Liczył na to, że przynajmniej w środku będzie spokojniej. Przecież nie wysadzą w powietrze własnej szkoły z uczniami!

*

Hogsmeade nigdy nie było tak ciche jak teraz. Ale też na uliczkach nigdy nie było tyle ludzi. Każdy kto mógł rzucał teraz zaklęcia ochronne na wioskę i dodatkowe na każdy budynek, w końcu ostrożności nigdy za wiele. Wszyscy spodziewali się w niedługim czasie najgorszego.

-Filiusie, jak sądzisz, jakie mamy szanse?

-Mam być szczery? Nie wiemy w jakiej ilości zgromadzili się Śmierciożercy i ilu już nie żyje. Tu mamy dużo dobrych czarodziejów i żadnych dzieci, więc myślę, że nasze szanse… po prostu są.

To nikogo nie pocieszyło, kto to słyszał. Ale zawsze jednak niby lepsze coś niż nic, czyż nie?

*

-Harry, Ron… ale co z resztą, z nauczycielami? Widzieliście Mroczny Znak! Voldemort…

-Cisza! Ani słowa Hermiono, mamy tu siedzieć i nie przeszkadzać. Zrozumiałaś? Nie próbuj nawet…

-To ty zamilcz, Ronaldzie! Nie będziesz mi mówił co mi wolno, a co nie! Jeśli nie masz za grosz empatii, to już twój problem.

Wściekła odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Ron chciał za nią biec, ale zatrzymał go Harry.

-Lepiej nie, jeśli chcesz żyć.

Dziewczyna czym prędzej zbiegła do salonu, wzięła garść proszku i krzyknęła w kominku „do Hogsmeade!”. Za chwilę już jej nie było.

*

Wybiegła na ulicę i rozejrzała się. Dołączyła do reszty rzucając zaklęcia ochronne jak najlepiej umiała. Zauważył ją Snape.

-Co ty tu robisz dziewczyno?

-Wywiązał się Pan z umowy, co Pan tu robi? Czemu Pan nie jest z Voldemortem?

-Jesteś zbyt uparta, żeby cokolwiek pojąć. Poza tym to ani czas ani miejsce na takie rozmowy. Czarny Pan niedługo tu przybędzie, a z Ciebie nie zostanie nic.

-To czemu Pan tu jest i pomaga? Nie rozumiem tego. Czemu nie mógł mi Pan powiedzieć wcześniej, co?!

-Skup się na zaklęciach! Wrócimy do tego… jeśli dożyjemy.

*

-Moi drodzy, przeszliśmy już na początku ciężkie próby, ale oto cały Hogwart zaraz runie u naszych ssstóp! Podzielcie się na grupy, zapewne biedne dzieci kryją sssię w swoich łóżeczkach bojąc się o życie własne i innych. Na pewno nie będzie łatwo do nich dotrzeć, ale nie dajcie się zwieść i uhonorujcie poległych!

Mury zadrżały od ryku optymizmu. Jednak ta zbytnia pewność siebie może zapędzić człowieka w kozi róg…

Voldemort wszedł razem z Bellatrix, czterema czarodziejami i Nagini do Wielkiej Sali. Sufit wyglądał wyjątkowo normalnie, żadne świece się nie paliły, stoły były odsunięte. Śmierciożercy stanęli wokół swojego Pana rozglądając się podejrzliwie. Nagini przesuwała się powoli po posadzce przed Voldemortem. Prawdopodobnie coś nacisnęła lub poruszyła, bo ze ścian zaczęły wylatywać podpalone strzały, choć nie zrobiło to na nich zbytniego wrażenia.

-I co, tchórze, sądzicie, że mnie tym zranicie?!

Nagini kontynuowała swoją „podróż” szukając kolejnych jakże wyszukanych pułapek. Ku zdziwieniu wszystkich z podłogi wystrzelił z dużą prędkością kolec z nadzianym na czubku kłem Bazyliszka. Mimo usilnych starań nie udało się poskładać rozerwanego cielska węża. Voldemort był naprawdę wściekły.

*

-Fred, George, skoro zdecydowaliście się zostać… jak sytuacja?

-Z tego co udaje nam się wyłapać to Voldemort jest w Wielkiej Sali i właśnie opłakuje swojego pupila.

-No i podzielili się na grupy, żeby wyłapali uczniów z dormitoriów.

-Więc jakie dalsze polecenia? My też się dzielimy?

Dumbledore wziął grupę swoich nauczycieli na naradę.

-I jak my się tam dostaniemy, tą samą drogą? A jeśli tu przyjdą?

-Nie wiemy ile osób liczy jedna grupa, poza tym to może być pułapka.

-To nie byle jacy czarodzieje…

-Toż sam Voldemort jest przepotężny!

Dyrektor chodził w tą i z powrotem zastanawiając się co robić dalej. Stwierdził, że na razie pozostawią losy w tym co w zamku pozostało. A zostało jeszcze niemało niespodzianek.

*

-SEVERUS! Gdzie ty jesteś?! Niech Cię Avada trafi, jeśli mi się tu nie zjawisz… ZARAZ!

Voldemort w towarzystwie już tylko nieodłącznej Belli przemierzał korytarze Hogwartu z ciałem węża na rękach. Czuł się słabo, ale wściekłość dodawała mu sił. Ku jego zdziwieniu nagle zapadła cisza. Stwierdził, że wycofa się do pozostałych Śmierciożerców przed zamkiem i wyśle jakiegoś nieszczęśnika na zwiady.

*

Malfoy’owie wraz z panną Shafiq znaleźli się w Malfoy Manor.

-Jak długo jeszcze?

-Nie martw się, nie długo. Dzięki, żeś mnie stamtąd wyciągnął, ale co z naszym Panem? On nic nie wie, prawda? Snape go nie uprzedził…

-Podejrzewam, że Snape już dawno nas zdradził i oddał się tej cholernej szkole, ale nie wiem czemu. Kompletnie go nie rozumiem. Ale chodź, chodź, zanim zobaczy Cię moja żona…

-Powie mi ktoś o co tu do cholery chodzi?! – Draco wreszcie wybuchł.

W końcu Malfoy i Alice spojrzeli na niego zdziwieni. Takie zachowanie u panicza nie przystoi!

-Otóż, mój drogi synu, to pan Parkinson. Był naszym małym szpiegiem w Hogwarcie, dodatkowo dla pewności. Ale nawet jego skromne informacje nie mogły uchronić naszego Pana od klęski…

-Skąd wiesz co dzieje się w zamku? A może już odkryli, że wszyscy są w Hogsmeade? Może właśnie ich mordują?

-Nie obawiaj się, chłopcze. My wykonaliśmy zadanie, a konsekwencje poniesie Severus. Tak swoją drogą, spostrzegawczy jesteś. Od początku coś Ci we mnie nie pasowało, prawda?

Blondyn nie wiedział co powiedzieć. Gotowało się w nim, nie wierzył, że był aż tak głupi. Nie mógł tego tak zostawić, no nie mógł!

Po chwili go już nie było, jednak tego faktu nawet jego ojciec nie zauważył.

*

-Pani Profesor, gdzie profesor Snape?

-Nie wiem, może Minerva będzie wiedzieć. Powinna gdzieś tu być. Być może to nasz ostatni dzień, dziecko…

Dziewczyna nie chciała tego słuchać i pobiegła szukać opiekunki Gryfonów. Znalazła ją siedzącą w kącie pubu samą.

-Pani Profesor…?

-Usiądź, Hermiono… czy możemy porozmawiać? Uznajmy dzisiejszy dzień za przełomowy, być może nadszedł Dzień Apokalipsy. Chciałabym powiedzieć Ci rzeczy, o których nie powiedziałam dotąd nikomu. Wysłuchasz mnie?

Gdyby nie okoliczności pomyślałaby, że McGonagall jest pijana, ale ona była po prostu wstrząśnięta tym co się dzieje wokół. Kiwnęła tylko głową.

-Otóż… może ciężko to sobie wyobrazić, ale…

*

Biedny nieszczęśnik mający za zadanie zrobić zwiad o mało sam nie przypłacił tego życiem. Jego oczom ukazał się okropny widok gnijących ciał pod wpływem dziwnych oparów z otworów w podłodze. To magia i eliksiry z najwyższej półki…

Niektórzy nie mieli tyle szczęścia, by zginąć od razu i siedzieli teraz lub leżeli jęcząc z niewyobrażalnego bólu żywej, świadomej śmierci. Pomyślał sobie, że to dużo skuteczniejsze niż jakiekolwiek mordy.

2 myśli na temat “41. Przeliczmy zyski i straty…

Dodaj komentarz