38. Krucha ochrona

Następnego dnia rano. Snape otworzył oczy i zaraz je zamknął stwierdzając, że patrzenie na pokój, nawet pogrążony w mroku, sprawia mu trudność i przyprawia o ból głowy. Ma co prawda lekarstwo na kaca, ale musiałby zwlec się z łóżka i doczołgać do szafki. Czemu on jej jeszcze nie ustawił przy łóżku?!

I wszystko byłoby dobrze, gdyby jego prawa ręka nie była dziwnie sztywna i gdyby nie czuł w niej tego wnerwiającego mrowienia. Gdy powoli udało mu się unieść powieki i utrzymać świat tak, by się nie kręcił, zobaczył coś, co otrzeźwiło go lepiej i szybciej niż jakikolwiek dotąd eliksir, a nawet klin. Złapał różdżkę i zapalił świece.

Burza brązowych włosów rozrzucona gdzie się da, postura… zgrabna, krągłości na miejscu, delikatny uśmiech na twarzy. W pierwszej chwili pomyślał, że to nawet urocze stworzenie. W następnej miał ochotę w samego siebie walnąć Cruciatusem. Uchlał się w obecności dzieciaka i jeszcze spał z nią w jednym łóżku. Czuł się jakby miał jakieś deja vu. Przecież jakby Czarny Pan się o tym dowiedział…! Szturchnął ją kilkukrotnie.

-Oh… pan profesor…? – ziewnęła przeciągając się – Dzień dobry…

-Dobry? Zaraz dla Ciebie będzie tragiczny. Wynocha!

Momentalnie się ocknęła. Spojrzała na niego z troską.

-Jak się Pan czuje?

-Jak Cię widzę to mi gorzej. Wynoś się! Nie możesz znowu znikać z wieży na noc i być tu ze mną. Poza tym mogłem Ci coś zrobić, mimo wszystko nadal jestem mężczyzną. Nie pokazuj mi się tu więcej.

-Ale przecież…

-JUŻ!

Pierwszy raz od dawna się go przestraszyła. Chciała mu tylko pomóc, a on ją tak potraktował… było jej strasznie przykro. Ale czego mogła się spodziewać po starym nietoperzu? Miała nadzieje, że się z nim zaprzyjaźni? Posłusznie poszła do dormitorium, przebrała się i odczekała jeszcze godzinę do śniadania. Na szczęście było na tyle wcześnie, że nikt nie widział jej w lochach. Choć coraz mniej ją to obchodziło.

***

-No i co ty na to, Harry?

-No nie wiem, zawsze byliśmy na miejscu gdy było trzeba, teraz mamy uciekać?

-Oni już zajęli Hogwart, nie można się tu czuć bezpiecznym, tak mówi mama.

-Wiesz, że ona jest lekko… nadopiekuńcza. A co na to Hermiona?

-Jeszcze nic nie wie, nie widziałem jej. O, idzie z Ginny!

***

-Hermiono, ja wiem, że ty znikasz na noce i nie podoba mi się to. Znowu się zaczyna cyrk ze Snape’em? Chcę Cię normalną, a nie upiora. Jako rozsądna dziewczyna, powinnaś mieć na uwadze…

-Po prostu przysypiam nad kociołkami. Mam złe przeczucia i robię dużo eliksirów leczniczych, ale rozważam szybszy powrót do domu.

-Ty i chęć powrotu do domu? Jeszcze niektóre lekcje się odbywają.

-Niewiele, tak naprawdę to tylko eliksiry i transmutacja. Zapas eliksirów wyrobiłam na kolejny rok, esej mogę napisać w domu, a transmutację mogę ćwiczyć zawsze i wszędzie.

-Oh, chłopcy już są. Mają nieciekawe miny, może coś się stało?

***

-Hej dziewczyny, dobrze, że jesteście. Hermiono, słuchaj, moja mama chce żebyś z Harry’m została u nas, tak dla bezpieczeństwa. Jeśli sytuacja by się pogorszyła to znalazłoby się miejsce dla twoich rodziców.

-Dziękuję Ron, podziękuj też mamie, ale chyba wrócę do siebie jeśli zajdzie taka potrzeba. Myślę, że jeszcze tu trochę zostanę. Wiesz, póki są lekcje…

Mrugnęła do Ginny, a ta kiwnęła głową. Nie uszło to uwadze Harry’ego, natomiast Ron wyglądał tylko na rozczarowanego.

-Słuchaj Hermiono, czy pomożesz mi po śniadaniu poszukać jednej książki w bibliotece? Miałem sprawdzić jedną rzecz i zapomniałem.

-Pewnie Harry. Ale jedzmy, jestem głodna jak wilk.

***

W szkole została już dosłownie garstka uczniów. Zajęć już nie było, pomagali więc głównie w ogrodach , przy sprzątaniu itp. Pewnego wieczora została ta grupa wezwana do Wielkiej Sali gdzie czekali już wszyscy nauczyciele.

-Witajcie moi drodzy. Przyznam, że dziwi mnie wasz widok. Jak widzicie, ogromna większość udała się już do swoich bezpiecznych domów. Musicie zdawać sobie sprawę, że Hogwart nie jest tak do końca bezpieczny. Teraz jest chroniony z zewnątrz wieloma zaklęciami i sama ta sala również, ale zagrożenie czyha. Jest was nie więcej niż 30 osób. Jesteście uczniami i nie potraficie się wystarczająco dobrze bronić, dlatego wspólnie tu stwierdziliśmy, że otrzymacie od nas wszystkich dodatkowe lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Możecie wybrać spośród obecnych nauczycieli: profesor Flitwick, Sprout, Hooch, Snape, McGonagall i ja. Dobrze by było gdyby do każdej osoby przydzielonych zostało 5 osób.

Niepewnie uczniowie patrzyli po sobie i szeptem rozmawiali kto z kim pójdzie do kogo. Wiadomym było jednak, że nikt nie chce Snape’a. Nauczyciele stanęli przed mównicą, a przed nimi stanęli ochotnicy. Ku zdziwieniu wszystkich Snape jednak nie był osamotniony. Podeszła do niego jedyna pozostała w Hogwarcie Ślizgonka. Po chwili wahania podeszła do niego również Hermiona. Najwięcej chętnych było do Dumbledore’a, głównie Puchoni i Gryfoni, w tym Harry. Dodatkowych trzech Puchonów oddelegowano do Snape’a.

Gdy już wszystko było gotowe, Wielka Sala została podzielona na sześć sektorów. Zajęcia rozpoczęły się bezzwłocznie, choć nikt nie wiedział czemu.

***

Cofnijmy się o kilka godzin… W stronę Zakazanego Lasu zmierzają McGonagall, Dumbledore, Sprout wraz z gajowym.

-Hagridzie, co się tak nagłego stało?

-Las, las płonie! Mordują zwierzęta, centaury, wszystko. I zostawili wiadomość.

-Jaką znowu wiadomość?!

Nic już nie odpowiedział, gdyż na skraju lasu stanęło troje mężczyzn w czarnych płaszczach i maskach.

-Skoro już wyszliście do nas to odsłońcie twarze. Nie ma sensu tu walczyć, wiecie, że miejsce sprzyja nam.

-Niewątpliwie… – odezwał się mężczyzna ochrypłym głosem, ale nie zdjął maski. Odezwał się drugi:

-Wiecie, że Czarny Pan rośnie w siłę. Poddajcie się, bo zginiecie. Chociaż nie, i tak zginiecie! Hahaha!

-Czego chcecie?

-Powiedzieć wam tylko, że gdy wy, niemalże elita obrońców Hogwartu stoicie tu, od środka wasza szkoła zostaje niszczona, a uczniowie mordowani. Czytaliście gazety? Powoli Londyn, Nowy York i kilka innych obraca się w proch. Ale dzięki nam choć raz Rota Sceeter napisała prawdę. Kilkadziesiąt osób martwych. W tym wasi uczniowie.

Tak jak się pojawili, tak szybko zniknęli. Troje nauczycieli wróciło czym prędzej do zamku, ale nic nie wskazywało na żadną ingerencję. Albo podpucha, albo…

***

Sprawdzono listę uczniów, ale wszystko się zgadzało. Mimo wszystko postanowiono pozostałym uczniom pomóc i dodać odwagi. Ci, którzy zostali, w większości po prostu nie mieli domu, do którego mogliby wrócić, ewentualnie sierociniec. Było to przykre i Dyrektor wraz z McGonagall planował coś na to zaradzić, ale teraz najważniejszym było ochronić uczniów. Chyba nigdy do tej pory żadne z nich tak się nie bało i to nie o własną skórę. Potrzebowali pomocy z zewnątrz, ale wszystkie sowy były zagrożone, można było się deportować czy przemieścić poprzez kominek, ale ubycie choć jednego nauczyciela w takich chwilach mogło zaważyć na życiu uczniów. Jednak kroki muszą zostać podjęte i to jak najszybciej…

***

Wracając jeszcze na chwilę do prośby Harry’ego…

-Hermiono, mnie nie oszukasz. Widziałem wasze spojrzenia z Ginny. Co jest?

-Oh… chodzi o to, że ja… – zawahała się przez chwilę – wolałabym wrócić do swojego domu. Wiesz, niby jest już wszystko dobrze z Ronem, ale martwię się, że znowu coś odwali przeze mnie. Chociaż zastanawiam się czy faktycznie wracać do domu. To może ściągnąć na moich rodziców nieszczęście, a to byłoby jeszcze gorsze.

-Hermiono, rozumiem twoje obawy, ale niezależnie co postanowisz, nie zostawię Cię samej. W razie czego, wiesz, że możesz na mnie liczyć.

-Dziękuję, Harry. Czuję się… zagubiona. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty, Ginny, nawet Ron.

-Też Cię kocham magiczna siostrzyczko. – oboje zaczęli się śmiać.

Jedna myśl na temat “38. Krucha ochrona

  1. Haha, Snape na kacu mnie rozbawił xd Ale jednak, skąd ci cholerni Śmierciożercy?! Gdyby to była wina Snapea, to by nawet łyka nie wypił, tak myślę… ale ta Hermiona niezdecydowana! Kiedy kolejny rozdział? 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz