24. Prawda boli

Następny poranek zapowiadał się bardzo… nieciekawie. Ron chodził zły, Hermiona smutna. Tylko Harry i Ginny wyglądali normalnie, nawet może trochę bardziej uśmiechnięci niż zwykle? Ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze jest zawsze przeczucie kochającej matki.

-Mionko, mogłabyś mi pomóc? Tak się dziś źle czuję… – powiedziała pospiesznie po śniadaniu pani Weasley.

-Oczywiście, proszę pani. – i gdy reszta się rozeszła, zaczęła machać różdżką, by wszystko ogarnąć.

-Kochana, mogłybyśmy porozmawiać? Tylko… tak niedyskretnie.

-Jeśli będę umiała Pani odpowiedzieć, to oczywiście.

-Czy… ty i Ron… co jest między wami? Czy coś jest? Jest taki zaborczy, ale na pewno jego intencje są szczere. Powiedz mi proszę…

-Przyjaźnimy się. Ron jest naprawdę wspaniały, ale… zaborczy to mało powiedziane. Ja… myślałam, że pogodzi się z faktem, że nie będę z nim. Nie kocham go i nie pokocham inaczej jak brata. Mam kogoś… ale zachowanie Ron’a bardzo mnie martwi…

-Rozumiem. Spróbuję z nim porozmawiać. Ale wiedz i pamiętaj, że skarbem jest mieć taką synową. Dla mnie będziesz jak córka.

-Dziękuję, pani Weasley.

**

Harry i Ginny wybrali się na spacer. Rozmawiali o pierdołach, ale cieszyli się z tego. Bardzo się to dla nich obojga liczyło.

-Ginny, jesteś wspaniałą dziewczyną.

-Oj tam, daj spokój. Wiesz jak czasem potrafię być okropna. – zaczęli się śmiać. W końcu chłopak wziął się na odwagę i przytulił ją do siebie. Nic nie powiedziała, tylko wtuliła się mocniej.

Jednak nie dane było im się nacieszyć, gdyż przybiegł akurat Ron.

-Szukałem was…. No nie, nawet ty? Najlepszy przyjaciel teraz mi zabiera siostrę? Czy już świat oszalał?!

-Co Ci, Ron? My…

-Tak, widzę, co wy. Hermiona dalej kręci z tym dupkiem, a ty podwalasz mi się do siostry. Super!

-Wyluzuj, Ron. Chyba już jestem na tyle dorosła, że mogę wybrać, z kim się spotykać. Poza tym… a z resztą! Chodźmy.

I zostawili tak Rona samego. Buzowało w nim na nowo. On nie może… on tak tego nie zostawi! Wrócił do domu, ale tam już czekała na niego mama.

-Ron, chcę z tobą porozmawiać.

**

Rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. Ale uspokoiła go przynajmniej, że Ginny jest w dobrych rękach. Tyle dobrego…

Tymczasem Draco właśnie szykował powóz, jedzenie, wszystkie potrzebne rzeczy i upewniał się, że wszelkie rezerwacje są pewne. Wszystko musi być dograne.

A w szkole…

Profesor McGonagall właśnie spacerowała po błoniach zastanawiając się co ona ma począć. Nigdy nie była w takiej sytuacji.

Ale patrząc trzeźwo i racjonalnie, dorosły mężczyzna wie, że nie może tknąć uczennicy. Z resztą temu nie przyszłoby to do głowy, w końcu tyle lat tu pracuje. No i żadna normalna dziewczyna nie zwróci na niego uwagi, chyba, że jest jakąś fetyszystką. Poza tym, w razie czego, przyszłaby poinformować o swoich obawach. Każdy ma jakieś obawy, a już wybitnie gdy na niego patrzy. Tak, świat jest bezpieczny.

**

Nie minął dzień, a na podwórzu Weasley’ów pojawił się pięknie przystrojony powóz. Nie dało się go nie zauważyć, więc wszyscy wyszli przed dom.

A z powozu wyszedł sam Jego Książęca Mość Draco Malfoy. Wszystkim opadły szczęki.

-Co Pan tu robi, Panie Malfoy? Gdzie Pana ojciec? Wysłał Pana tu po co?

-Nie wysłał mnie tu ojciec, jestem prywatnie. Do Hermiony.

Wywołana wyszła nieśmiało do blondyna.

-Cześć, Draco…

-Witaj, piękna. – ucałował jej dłoń. – Zbieraj się. Jedziemy.

-Co? Dokąd? Pisałam Ci przecież…

-Taaa, pamiętam. Nie spodobało mi się to, więc bierz najpotrzebniejsze rzeczy i jedziemy. Resztę będziesz miała.

-Nie. Nie traktuj mnie jak rzeczy po którą wyciągasz rękę kiedy chcesz.

-Proszę, nie rób scen. Oddam Cię kiedy zechcesz, dobrze? Proszę…

Nie mogła odmówić tym jego smutnym oczkom. Robił tak uroczą minę… pozostało jej tylko zgodzić się. A że planowała wrócić szybko, nie brała nic, tylko pożegnała się z domownikami i zniknęła z pola widzenia. Pani Weasley wyglądała chyba na najbardziej zdziwioną.

-A więc to Malfoy?

**

Snape siedział pogrążony w kolejnych swych notatkach, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

-Wejść! A ty tu co?

-Też miło Cię widzieć, Severusie. Tak przyszłam… wiesz, bez dzieci tak tu cicho i spokojnie. I zastanawiałam się…

-Przez ponad miesiąc. Długi masz tok myślenia.

-Severusie! Może napijesz się ze mną?

Zamurowało go. McGonagall i alkohol? To możliwe? TA kobieta? Nie mógł odmówić.

-Usiądź. – powiedział krótko i poszedł do pokoju po jakieś trunki. Na jednej butelce się nie skończy.

Jednak był na tyle zszokowany, że zostawił wszystkie kartki na wierzchu, z czego Minerva skorzystała czym prędzej.

-Jestem skołowany… przez te notatki o niej myślę… zatruła mi życie… pamiętam jak tu przychodziła… pamiętam te wszystkie noce… nie znoszę jej… o mało nas nie zabiła… brak mi jej gadania… nikt inny…

Czytanie przerwał jej Severus. Postawił butelki na stole o mało ich nie tłukąc i zabrał kartki.

-Jakim prawem czytasz moje myśli?

-Leżały, więc…

-Dyrektor Cię nasłał.

-Nie! Ale gdybym wiedziała wcześniej…

-To co? Co byś wiedziała? Nie przyszłaś tu bez powodu. Siadaj, póki jestem miły.

**

-Draco, dokąd jedziemy?

-Daleko, kochana! To niespodzianka.

-Ale…! Chcę wrócić jeszcze dziś.

-Nie ma mowy, najwcześniej jutro. Nie martw się, wrócisz w jednym kawałku.

Zaczynała się tego obawiać.