38. Krucha ochrona

Następnego dnia rano. Snape otworzył oczy i zaraz je zamknął stwierdzając, że patrzenie na pokój, nawet pogrążony w mroku, sprawia mu trudność i przyprawia o ból głowy. Ma co prawda lekarstwo na kaca, ale musiałby zwlec się z łóżka i doczołgać do szafki. Czemu on jej jeszcze nie ustawił przy łóżku?!

I wszystko byłoby dobrze, gdyby jego prawa ręka nie była dziwnie sztywna i gdyby nie czuł w niej tego wnerwiającego mrowienia. Gdy powoli udało mu się unieść powieki i utrzymać świat tak, by się nie kręcił, zobaczył coś, co otrzeźwiło go lepiej i szybciej niż jakikolwiek dotąd eliksir, a nawet klin. Złapał różdżkę i zapalił świece.

Burza brązowych włosów rozrzucona gdzie się da, postura… zgrabna, krągłości na miejscu, delikatny uśmiech na twarzy. W pierwszej chwili pomyślał, że to nawet urocze stworzenie. W następnej miał ochotę w samego siebie walnąć Cruciatusem. Uchlał się w obecności dzieciaka i jeszcze spał z nią w jednym łóżku. Czuł się jakby miał jakieś deja vu. Przecież jakby Czarny Pan się o tym dowiedział…! Szturchnął ją kilkukrotnie.

-Oh… pan profesor…? – ziewnęła przeciągając się – Dzień dobry…

-Dobry? Zaraz dla Ciebie będzie tragiczny. Wynocha!

Momentalnie się ocknęła. Spojrzała na niego z troską.

-Jak się Pan czuje?

-Jak Cię widzę to mi gorzej. Wynoś się! Nie możesz znowu znikać z wieży na noc i być tu ze mną. Poza tym mogłem Ci coś zrobić, mimo wszystko nadal jestem mężczyzną. Nie pokazuj mi się tu więcej.

-Ale przecież…

-JUŻ!

Pierwszy raz od dawna się go przestraszyła. Chciała mu tylko pomóc, a on ją tak potraktował… było jej strasznie przykro. Ale czego mogła się spodziewać po starym nietoperzu? Miała nadzieje, że się z nim zaprzyjaźni? Posłusznie poszła do dormitorium, przebrała się i odczekała jeszcze godzinę do śniadania. Na szczęście było na tyle wcześnie, że nikt nie widział jej w lochach. Choć coraz mniej ją to obchodziło.

***

-No i co ty na to, Harry?

-No nie wiem, zawsze byliśmy na miejscu gdy było trzeba, teraz mamy uciekać?

-Oni już zajęli Hogwart, nie można się tu czuć bezpiecznym, tak mówi mama.

-Wiesz, że ona jest lekko… nadopiekuńcza. A co na to Hermiona?

-Jeszcze nic nie wie, nie widziałem jej. O, idzie z Ginny!

***

-Hermiono, ja wiem, że ty znikasz na noce i nie podoba mi się to. Znowu się zaczyna cyrk ze Snape’em? Chcę Cię normalną, a nie upiora. Jako rozsądna dziewczyna, powinnaś mieć na uwadze…

-Po prostu przysypiam nad kociołkami. Mam złe przeczucia i robię dużo eliksirów leczniczych, ale rozważam szybszy powrót do domu.

-Ty i chęć powrotu do domu? Jeszcze niektóre lekcje się odbywają.

-Niewiele, tak naprawdę to tylko eliksiry i transmutacja. Zapas eliksirów wyrobiłam na kolejny rok, esej mogę napisać w domu, a transmutację mogę ćwiczyć zawsze i wszędzie.

-Oh, chłopcy już są. Mają nieciekawe miny, może coś się stało?

***

-Hej dziewczyny, dobrze, że jesteście. Hermiono, słuchaj, moja mama chce żebyś z Harry’m została u nas, tak dla bezpieczeństwa. Jeśli sytuacja by się pogorszyła to znalazłoby się miejsce dla twoich rodziców.

-Dziękuję Ron, podziękuj też mamie, ale chyba wrócę do siebie jeśli zajdzie taka potrzeba. Myślę, że jeszcze tu trochę zostanę. Wiesz, póki są lekcje…

Mrugnęła do Ginny, a ta kiwnęła głową. Nie uszło to uwadze Harry’ego, natomiast Ron wyglądał tylko na rozczarowanego.

-Słuchaj Hermiono, czy pomożesz mi po śniadaniu poszukać jednej książki w bibliotece? Miałem sprawdzić jedną rzecz i zapomniałem.

-Pewnie Harry. Ale jedzmy, jestem głodna jak wilk.

***

W szkole została już dosłownie garstka uczniów. Zajęć już nie było, pomagali więc głównie w ogrodach , przy sprzątaniu itp. Pewnego wieczora została ta grupa wezwana do Wielkiej Sali gdzie czekali już wszyscy nauczyciele.

-Witajcie moi drodzy. Przyznam, że dziwi mnie wasz widok. Jak widzicie, ogromna większość udała się już do swoich bezpiecznych domów. Musicie zdawać sobie sprawę, że Hogwart nie jest tak do końca bezpieczny. Teraz jest chroniony z zewnątrz wieloma zaklęciami i sama ta sala również, ale zagrożenie czyha. Jest was nie więcej niż 30 osób. Jesteście uczniami i nie potraficie się wystarczająco dobrze bronić, dlatego wspólnie tu stwierdziliśmy, że otrzymacie od nas wszystkich dodatkowe lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Możecie wybrać spośród obecnych nauczycieli: profesor Flitwick, Sprout, Hooch, Snape, McGonagall i ja. Dobrze by było gdyby do każdej osoby przydzielonych zostało 5 osób.

Niepewnie uczniowie patrzyli po sobie i szeptem rozmawiali kto z kim pójdzie do kogo. Wiadomym było jednak, że nikt nie chce Snape’a. Nauczyciele stanęli przed mównicą, a przed nimi stanęli ochotnicy. Ku zdziwieniu wszystkich Snape jednak nie był osamotniony. Podeszła do niego jedyna pozostała w Hogwarcie Ślizgonka. Po chwili wahania podeszła do niego również Hermiona. Najwięcej chętnych było do Dumbledore’a, głównie Puchoni i Gryfoni, w tym Harry. Dodatkowych trzech Puchonów oddelegowano do Snape’a.

Gdy już wszystko było gotowe, Wielka Sala została podzielona na sześć sektorów. Zajęcia rozpoczęły się bezzwłocznie, choć nikt nie wiedział czemu.

***

Cofnijmy się o kilka godzin… W stronę Zakazanego Lasu zmierzają McGonagall, Dumbledore, Sprout wraz z gajowym.

-Hagridzie, co się tak nagłego stało?

-Las, las płonie! Mordują zwierzęta, centaury, wszystko. I zostawili wiadomość.

-Jaką znowu wiadomość?!

Nic już nie odpowiedział, gdyż na skraju lasu stanęło troje mężczyzn w czarnych płaszczach i maskach.

-Skoro już wyszliście do nas to odsłońcie twarze. Nie ma sensu tu walczyć, wiecie, że miejsce sprzyja nam.

-Niewątpliwie… – odezwał się mężczyzna ochrypłym głosem, ale nie zdjął maski. Odezwał się drugi:

-Wiecie, że Czarny Pan rośnie w siłę. Poddajcie się, bo zginiecie. Chociaż nie, i tak zginiecie! Hahaha!

-Czego chcecie?

-Powiedzieć wam tylko, że gdy wy, niemalże elita obrońców Hogwartu stoicie tu, od środka wasza szkoła zostaje niszczona, a uczniowie mordowani. Czytaliście gazety? Powoli Londyn, Nowy York i kilka innych obraca się w proch. Ale dzięki nam choć raz Rota Sceeter napisała prawdę. Kilkadziesiąt osób martwych. W tym wasi uczniowie.

Tak jak się pojawili, tak szybko zniknęli. Troje nauczycieli wróciło czym prędzej do zamku, ale nic nie wskazywało na żadną ingerencję. Albo podpucha, albo…

***

Sprawdzono listę uczniów, ale wszystko się zgadzało. Mimo wszystko postanowiono pozostałym uczniom pomóc i dodać odwagi. Ci, którzy zostali, w większości po prostu nie mieli domu, do którego mogliby wrócić, ewentualnie sierociniec. Było to przykre i Dyrektor wraz z McGonagall planował coś na to zaradzić, ale teraz najważniejszym było ochronić uczniów. Chyba nigdy do tej pory żadne z nich tak się nie bało i to nie o własną skórę. Potrzebowali pomocy z zewnątrz, ale wszystkie sowy były zagrożone, można było się deportować czy przemieścić poprzez kominek, ale ubycie choć jednego nauczyciela w takich chwilach mogło zaważyć na życiu uczniów. Jednak kroki muszą zostać podjęte i to jak najszybciej…

***

Wracając jeszcze na chwilę do prośby Harry’ego…

-Hermiono, mnie nie oszukasz. Widziałem wasze spojrzenia z Ginny. Co jest?

-Oh… chodzi o to, że ja… – zawahała się przez chwilę – wolałabym wrócić do swojego domu. Wiesz, niby jest już wszystko dobrze z Ronem, ale martwię się, że znowu coś odwali przeze mnie. Chociaż zastanawiam się czy faktycznie wracać do domu. To może ściągnąć na moich rodziców nieszczęście, a to byłoby jeszcze gorsze.

-Hermiono, rozumiem twoje obawy, ale niezależnie co postanowisz, nie zostawię Cię samej. W razie czego, wiesz, że możesz na mnie liczyć.

-Dziękuję, Harry. Czuję się… zagubiona. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty, Ginny, nawet Ron.

-Też Cię kocham magiczna siostrzyczko. – oboje zaczęli się śmiać.

37. Jakie masz plany?

Ohayo minna!

Droga Civetto, przyznam szczerze, że nigdy nie wiem w jakim momencie urwać akcję, by przejść do następnego rozdziału. Jeśli chodzi o pewne drobne wątki, które mogły ewentualnie zostać okryte mgłą tajemnicy, myślę, że niedługo się to rozwieje, ale cierpliwości. 

Mam nadzieję nie zawieść nikogo z czytających, dlatego staram się też trochę wydłużać te notki, ale powoli. W końcu jeśli jeden rozdział ma 1000 słów, następny nie będzie miał 2000 xd

No to do czytania! 😉

—————————————————

W związku z napływem wielu listów od rodziców zaniepokojonych wiadomościami od swoich pociech, dyrekcja ustaliła, że rok szkolny będzie skrócony, a egzaminy dla odpowiednich roczników przesunięte na (prawdopodobnie) początek kolejnego roku.

Niektórzy uczniowie mieli opuścić Hogwart najpóźniej za tydzień, głównie Ci ze Slytherinu.

***

Ron, nie czując się w żaden sposób zagrożony ani Śmierciożercami, ani nauczycielami, ani sprawdzianami większość czasu jadł i spał. Harry dużo czasu spędzał w towarzystwie Ginny i Hermiony, jednak ta często ich opuszczała mówiąc, że idzie do biblioteki. Jednak gdy szukali, nie mogli jej tam znaleźć.

Tymczasem Hermiona szła wtedy na swoje dodatkowe eliksiry, o których wolała się przyjaciołom nie chwalić. Często była w sali sama, czekając na starszego mężczyznę. Dla wprawy robiła jakieś pomniejsze eliksiry lub takie, które się po prostu mogą przydać, typu: Eliksir Spokoju i Wiggenowy, Veritaserum, Szkiele-Wzro czy po prostu lecznicze. Zazwyczaj, gdy już Nietoperz się pojawił, patrzył czy nic nie wysadziła w powietrze i bez słowa ulatniał się do pokoju chowając odpowiednio eliksiry i resztki składników na miejsce.

Jednak pewnego razu wydarzyła się rzecz niebywała. Snape wrócił jak zazwyczaj ze swoim kamiennym wyrazem twarzy, usiadł przy biuru i wyczarował dwie filiżanki kawy. Hermiona, sądząc, że być może czeka na któregoś z nauczycieli, powoli zaczęła sprzątać po sobie z zamiarem powrotu do wieży.

-Czy trzeba Ci wysłać specjalne zaproszenie?

-Mi? – zapytała jakże inteligentnie z równie mądrą, zdziwioną miną.

-Nie, ducha, który stoi za twoimi plecami. Tak Granger, zapraszam Cię na kawę.

Choć niepewnie, usiadła w fotelu naprzeciw mężczyzny i spojrzała na filiżankę. Nie wyglądała podejrzanie, poza tym chyba niczym sobie nie zasłużyła na śmierć w męczarniach z jego ręki. Hm…

-Nie, nie jest zatruta. Odwaliłaś kawał dobrej roboty przyrządzając taką masę eliksirów, więc stwierdziłem, że zasłużyłaś na jedną, małą filiżankę kawy, ale jeśli nie…

-Dziękuję. – wzięła do ręki filiżankę i napiła się. O dziwo, była wyśmienita, dokładnie taka, jaką lubiła.

Czas leciał z początku powoli, żadne nie chciało się odezwać albo nie wiedziało jak zacząć. W końcu zrobił to Snape.

-A więc… jakie masz plany po skończeniu Hogwartu?

-Plany? W sumie… nie wiem. To jeszcze dużo czasu. Na razie chcę w spokoju skończyć ten rok.

-Taaak… jesteś w 6 klasie, masz jeszcze rok, a ty nadal nie wiesz. A jest coś, co chciałabyś robić? – spojrzał na nią niebywale poważnie, bez cienia sarkazmu.

-Myślałam o czymś dotyczącym magicznych stworzeń, jednakże to było jakiś czas temu, a teraz ciężko mi powiedzieć.

-Nadawałabyś się do Ministerstwa Magii, może Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami? Choć myślę, że nadawałabyś się do Międzynarodowej Współpracy… albo Przestrzegania Prawa… albo do Produktów Mugoli.

-Dziękuję, że mnie Pan tak docenia.

-Nie doceniam, staram się określić twoje możliwości.

-A czy Pan chciał być nauczycielem?

-Oczywiście, o niczym innym nie marzyłem jak przekazywać wiedzę młodym, tępym dzieciaczkom próbującym zrobić mi na złość na pierwszym roku. Ale dzięki życiowemu doświadczeniu już po miesiącu udaje się nam dogadać, chodzą jak w zegarku.

-Raczej ich Pan stosownie nęka i dobija.

-Ty się nie ugięłaś. Nad tobą muszę jeszcze popracować. – ponownie zauważyła drgnięcie kącika jego ust. Choć widziała go już uśmiechniętego, ba, słyszała jego śmiech, zrobił się bardzo powściągliwy.

-Ależ się Pan rozgadał! Czy na pewno nie było nic w tej kawie?

Nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią tak… inaczej, z błyskiem w oku. Z czasem języki zaczęły im się nieco rozwiązywać, po prostu i bez specjalnego powodu. Zaczęli nawet dowcipkować i śmiać się. Snape i śmiech – widząc to i słysząc miała wrażenie, że święta przyszły wcześniej.

Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich młody Malfoy.

***

-Co to miało być?

-Chyba nie powinno Cię to interesować. Z tego co mi wiadomo, to nie twoja dziewczyna, poza tym szlama, Gryfonka…

-I twoja uczennica. Wylecisz stąd, Snape.

-Hm, w obliczu nadchodzących wydarzeń i tak masz racje, więc… co Cię sprowadza?

-Matka chce żebym wracał do domu, w przeciwieństwie do ojca… Chce żebym wypełniał wolę Czarnego Pana jak tylko się da. Ryzyko nie jest istotne…

-Cóż, oboje mają rację. I tak masz duże szanse na trafienie Avadą. Dla mnie nie ma to różnicy co się z tobą stanie. Ale chyba nie chcesz zostać wykryty? Rodzina Malfoy’ów straciłaby swój szacunek i poważanie. A tylko plotki bez poparcia tworzą aurę potęgi.

-Taaa, ty jesteś najlepszy w kłamstwie. A jeśli chodzi o honor…

-Wyjdź, nim Cię stąd własnoręcznie wyrzucę. Precz.

Blondyn zawahał się, ale ostatecznie bez słowa wyszedł trzaskając drzwiami. Mężczyzna w duchu cieszył się, że młody widział go z czarownicą. Chyba wróci do pisania pamiętnika, za dużo myśli kłębiło się w jego głowie…

***

Przez kilka kolejnych dni uczniów ubywało, a Hermiona regularnie przychodziła do sali eliksirów. Teraz niemal codziennie rozmawiali, i to normalnie.

-Panie profesorze, tak po prawdzie… czemu Pan taki jest dla nas? Wredny, oschły? Nie ma Pan nikogo, kto mógłby Pana skamieniałe serce rozczulić, może żona?

-Przeginasz, Granger. Ale skoro już pytasz, to nie, nie mam. Według Ciebie kiedy niby miałbym mieć czas na rodzinę, będąc tu co dzień? Poza tym lubię te przerażone twarze.

-Bardzo zabawne. Ale chyba kiedyś się Pan zakochał?

-Ciężko w to uwierzyć, ale też byłem w twoim wieku. Bywały różne znajomości, owszem, ale nie na długo.

-Dla Pana pewnie żadna mądra nie będzie…

-Są nawet takie do których mam szacunek, choćby Minerva. Umie ważyć eliksiry.

-Mogłam się tego spodziewać…

-Dlatego też mam szacunek do Ciebie.

Zapadła chwila milczenia i konsternacji. To możliwe? Snape stwierdził, że jest zbyt trzeźwy na takie rozmowy i nalał sobie koniaku. Jeden kieliszek, drugi, trzeci… dziewczyna nie była zachwycona tym widokiem. Zauważył tę minę i jej też nalał.

-Pan oszalał? Nie mogę i nie chcę. Jako nauczycielowi nie przystoi Panu takie zachowanie.

Minęło kilka kolejnych szklanek, aż Nietoperz zaczął zamykać oczy przez nagłe zmęczenie. Hermiona wstała, wzięła go pod ramię i zaprowadziła powoli do sypialni.

-Granger… ty mądra dziewczyna jesteś… znałem kiedyś taką Lili… Evans była taka mądra, jak ty, odważna jak ty… ale nie umieraj jak ona…

-Lili Evans? Mama Harry’ego…?

-Obiecaj, że nie umrzesz… ja Cię ochronię…

-Dobrze, profesorze, dobrze. Niech Pan śpi.

-Nie idź..! On tu wróci, zniszczy mnie… ja zginę…

Dziewczyna, choć zakłopotana, została przy nim. Głaskała go delikatnie po głowie jak dziecko, szepcząc coś po cichu na uspokojenie.

Ku swojemu zdumieniu stwierdziła nawet, że jego włosy były nawet całkiem miłe w dotyku. Gdy już się uspokoił wpatrywała się nieświadomie w niego analizując jego twarz kawałek po kawałku.

~Tylko ogarnij się i nie zaśnij. Zaraz stąd wyjdziesz. Nie zaśnij…~

36. Wisi nad nami niebezpieczeństwo

Spotkanie z Dumbledorem nie mogło odbyć się tak szybko jak chcieli, gdyż… zniknął. Znaczy wyjechał w celach bardzo ważnych, ale niewiadomych.

Hermiona rozmawiała już o Zakazanym Lesie z profesor McGonagall, jednak ta nie może podjąć żadnych większych działań bez wiedzy Dyrektora. Zobligowała się jednak do poinformowania wszystkich nauczycieli i podwyższenia wszelkiej ostrożności.

***

Żadnemu uczniowi nie uszło uwadze, iż nauczyciele chodzą podenerwowani. I są bardziej mili, naturalnie prócz Snape’a. Chodziły pewne plotki, iż ktoś sobie urządza sabotaż w szkole albo w jej otoczeniu, dlatego nauczyciele przynajmniej w trójkach wychodzą gdzieś po nocy. Teraz żaden uczeń nie ważył się wyściubić nosa z Pokoju po zmroku.

Nikt jednak nie znał prawdy i faktów, jakie znali Gryfoni. Nawet Ślizgoni nie byli w nic wtajemniczeni, choć mocno się starali. I dzięki temu połowa domu Węża ma szlabany…

***

-Minervo… czy to możliwe? W naszym Lesie? Skąd mogą to wiedzieć?

-Ależ Rolando, dobrze wiesz ile w tym krótkim życiu przeżyła ta trójka. Akurat im można ufać w tej kwestii.

-Nawet jeśli masz rację, to nadal nie rozumiem czemu tutaj.

-Najciemniej jest pod latarnią, kochana.

Tuż za nimi dreptał Flitwick ile sił w nóżkach. Był już dość zmęczony, przystanął na chwilę i nagle od boku błysnęło zielone światło. W ostatniej chwili rzucił zaklęcie ochronne i padł płasko na ziemie z krzykiem do towarzyszących kobiet. Przybiegły do niego, podniosły z ziemi i osłoniły zaklęciami. Rozglądały się, ale już żadne zaklęcie nie zostało rzucone. Powoli i ostrożnie wycofali się do zamku. Wszelkie wejścia do szkoły zostały zablokowane przez każdego nauczyciela i zostaną zdjęte tylko na czas zajęć odbywających się w szklarni. Opieka nad magicznymi stworzeniami została odwołana aż do… bliżej nieokreślonego terminu.

Wielu uczniów uległo ogólnej niepewności co do przyszłych losów ich i szkoły. Co prawda nie było do tej pory żadnej pogłoski ani wzmianki, ażeby Czarny Pan powrócił, ale… niewielu pozostało niewzruszonych. Tym bardziej, że Snape stracił ochotę do nękania uczniów – żadnych docinków, nawet prace domowe nie były tak męczące.

Harry’ego zaczęły dręczyć złe sny. Znaczy… w sumie nic w nich nie było. Jakaś polana w lesie, nic szczególnego. Jednak raz zobaczył siłą wciągniętą dziewczynę właśnie na tę polanę i najpierw oberwała Cruciatusem, potem ktoś rzucił Imperio. Harry poderwał się z łóżka i momentalnie pobiegł do McGonagall z tą wieścią. Ta z opisu chłopaka sprawdziła odpowiedni dom i faktycznie – jednej dziewczyny nie było.

-To Marry, Marry Piscorve. Była z nami jeszcze… oh! Mówiła przecież, że musi wyjść spotkać się z jakimś chłopakiem. Powinnyśmy były z nią iść… – koleżanki Marry były wyraxnie zaniepokojone.

-Nie obwiniajcie się, nawet jeśli spotkała się z kimś z własnej woli, do Zakazanego Lasu została wciągnięta siłą. Jeśli przyjdzie, natychmiast dajcie mi znać.

McGonagall nie mogła więcej zrobić, póki Marry nie wróci. Poinformowała Snape’a o możliwej potrzebie Veritaserum i odpowiednich zaklęciach w razie… zagrożenia życia.

***

Dziewczyna wróciła następnego dnia rano. Oczywiście musiała stać przed głównym wejściem, bo było zablokowane. Nie umiała wytłumaczyć ani gdzie była, ani po co, ani czemu jest cała w błocie. Po prostu szła przed siebie i jakoś wróciła. Została odprowadzona do gabinetu Nietoperza i tam zamknięta razem z nim i Pomoną Sprout, jako jej opiekunką.

Po kilku godzinach wyszli, dziewczyna była blada i zapłakana. Obejmowała ją starsza kobieta, a Snape miał jak zwykle kamienną twarz.

***

-Marry, hej! Jak się czujesz? – trójka Gryfonów podeszła do puchonki.

-Już dobrze, ale to było straszne. Ja na prawdę nic nie pamiętam. – dziewczyna spuściła wzrok – Ostatnią rzeczą jaką kojarzę, to to, że pewien chłopak poprosił mnie o spotkanie na wieczór na błoniach. Ale gdy próbowałam sobie przypomnieć jak wyglądał czy jak się nazywał… pustka. Jakby tylko mi się to przyśniło. Nie pamiętam, żebym w ogóle wychodziła z zamku, co dopiero po jakimś błocie! – spojrzała na nich ponownie – Przepraszam was, a tobie Harry dziękuję. Nie wiem co mogłoby się jeszcze stać, gdyby nie ty…

-To na prawdę nic takiego, ważne, że tobie nic nie jest ani nikomu innemu. Uważaj na siebie.

-Wy tym bardziej. Powinniście porozmawiać ze Sprout i Snape’em.

Trójka przyjaciół nieco zdziwiona udała się do opiekunki Hufflepuff’u. W jej gabinecie byli też pozostali opiekunowie domów oraz Dyrektor.

-Jak dobrze, że jesteście. Panna Piscorve was przysłała? Usiądźcie. Harry…

-Może ja zacznę, Minervo. Otóż, jak się domyślacie, na pannę Piscorve został rzucony Imperius. Śmierciożercy ukrywają się na terenie Zakazanego Lasu i o mało co również i profesor Flitwick nie padłby ofiarą. Zaklęcia ochronne zostają coraz bardziej odsuwane w stronę Lasu, centaury i wszelkie istoty są poinformowane o sytuacji, i nas też będą na bieżąco informować, jeśli odnajdą ślady ich bytowania. Szkoła jest teraz jak wiecie chroniona przez wszystkich nauczycieli silnymi zaklęciami, nikt z zewnątrz tu się nie dostanie.

-A od wewnątrz? Są na pewno różne przejścia…

-Nie, panie Weasley. Budynek szkoły jest bezpieczny. Tylko ja za jednym machnięciem różdżki mogę zdjąć wszystkie zabezpieczenia. Nic wam nie grozi, a jeśli tak cokolwiek stanie, zostaniecie bezpiecznie oddelegowani do domów.

***

Harry jednak nadal miał obawy. Skąd Śmierciożercy w Zakazanym Lesie? Ktoś musiał ich wpuścić. Chyba, że…

Pobiegł do Hermiony. Akurat była w bibliotece z Ginny.

-Hermiono, musisz porozmawiać ze Snape’em.

-Że co? Co Ci się stało? Biegłeś? Miałeś sen?

-Nie, ale jeśli niektórzy z nich są wśród uczniów?

-Wśród uczniów? Niby jak? Chyba nie…

-Spytaj czy nie ubyło składników do Eliksiru Wielosokowego.

***

Dziewczyna z duszą na ramieniu zapukała do drzwi gabinetu. Czemu miała takiego pietra? Sama nie wiedziała. Może dlatego, że był Śmierciożercą i prócz zaufania Dumbledore’a nie mieli nic. Szczególnie, że po coś znikał co jakiś czas i wracał z nowymi ranami.

Drzwi uchyliły się i weszła do środka. Paliły się tylko dwie świece stojące na jego biurku.

-Czego chcesz, Granger? Stęskniłaś się za eliksirami?

-Można tak powiedzieć… mam do Pana pytanie.

-Zaskakujesz mnie dziewczyno, ty czegoś nie wiesz.

-Czy z Pana zapasów giną jakieś składniki? Mam pewne podejrzenia, czy może raczej obawy i…

-Zastanawiasz się czy Śmierciożercy nie ukrywają się w zamku pod postaciami uroczych, niewinnych dzieci nie umiejących czarować, bo odsuwa się od nich podejrzenia, prawda? A może nawet podejrzewasz mnie, jakobym wpuszczał ich potajemnie nocą przez bramy szkoły i prowadził do bezpiecznej kryjówki w Zakazanym Lesie?

-Chyba nigdy Pan nie wypowiedział tylu słów na raz…

-Bardzo zabawne, Granger. Odejmuję 10 punktów za obrażanie nauczyciela.

-Ależ to pochlebstwo! Poza tym może chociaż powie mi Pan jakieś inne możliwości, jak Śmierciożercy dostali się na teren szkoły.

-Niestety, nie. Znikaj mi z oczu, bo zarobisz jeszcze szlaban.

-To może mogłabym Panu pomóc jak proponowałam…

-Posłuchaj, to nie twoje sprawy, więc się nimi nie interesuj, bo źle na tym wyjdziesz. Żegnam.

Dziewczyna posłusznie wyszła, bo już znała dobrze ten ton, ale miała jeszcze więcej wątpliwości niż poprzednio. Podwójny szpieg – ale kto na tym ucierpi najbardziej?