30. Ludzie listy piszą…

Dni w Hogwarcie dla Harry’ego i Rona mijały bez Hermiony sto razy dłużej. Mimo, że specjalnie dużo czasu wszyscy razem nie spędzali, świadomość, że jest gdzieś w pobliżu dodawała im otuchy. A teraz….

Prefekt Gryffindoru podszedł do chłopców, siedzących w Wielkiej Sali.

-Ron, musimy pogadać. Teraz.

Harry kiwnął tylko głową, a Ron oddalił się z Prefektem. Coś mu mówiło, że nie wróży to nic dobrego. Gdy już byli na korytarzu…

-Słuchaj, obawiam się, że masz duuuże kłopoty. Od ojca słyszałem, że od pewnego czasu na twój temat toczą się niezłe dyskusje. Walnąłeś Dracona Cruciatusem?

-Do rzeczy…

-Stary Malfoy chce Cię wtrącić do Azkabanu. Wiadomo, Dumbledor z McGonagall chcą to jakoś ułagodzić, ale wiesz jakie… śmierciożercy… mają wpływy. Ja to jestem z tobą stary, wiesz, ale nie zapowiada się to dobrze. Masz iść do Dyrektora pod wieczór i szykuj się na spotkanie oko w oko ze śmiercią.

Coś w tym mogło być – widok Lucjusza Malfoya mógł przywodzić takie skojarzenia. A więc zaczęło się… czy wyjazd Hermiony to przypadek?

***

Harry nie mógł uwierzyć w to, co może się stać, choć gdzieś w głębi duszy czekał na ten moment. Był bardzo zdziwiony tak wielkim wybuchem agresji u Rona, choć zna go już tyle czasu. I mimo tej przyjaźni nie mógł mu darować tego występku.

Poszedł z nim pod posąg.

-Powodzenia, stary. W razie co wiesz, gdzie mnie szukać. Będzie tam Dumbledore, więc nic Ci się nie stanie.

Ron, blady prawie jak ściana, ruszył na schody. W gabinecie już czekali na niego: Dumbledore, McGonagall, Snape, Malfoy, pan Weasley i Przedstawiciel Ministerstwa Magii ds. Nieletnich.

-Pan Ronald Weasley? Proszę siadać.

-Ty parszywy, mały…

-Panie Malfoy! Rozumiem Pana wzburzenie, jednak proszę o cierpliwość. Zatem, Panie Ronaldzie, wie Pan w jakiej sprawie został Pan wezwany?

***

Hermiona po dotarciu do Beauxbatons została przywitana bardzo serdecznie. Przyszły po nią jeszcze dwie wile i przejęły od dyrektorki. W ich towarzystwie czuła się nieco skrępowana i jakby… brzydsza? Jednak już po chwili rozmowy rozchmurzyła się.

-Droga ‘Miono! Milo nam Ci witać! Odź, odź!

Ich akcent zawsze ją rozbrajał. Rozgościła się w pięknym, przestronnym pokoju, gdzie zamieszkiwały jeszcze dwie inne wile. Każda z nich miała wręcz ogromną szafę tylko dla siebie oraz biurko. Po pierwszym dniu czuła się jak u siebie, może nawet lepiej.

***

-‘Miono! Skolo mamy tlochę czasu, może opowies nam o twi skole?

-Cóż, Hogwart… jest bardziej surowy przez swoje mury, jednak nauczyciele tam są bardzo mili i pomocni. Wymagają oczywiście jak zapewne w każdej szkole…

-A chopcy? Adni?

-Emm… niektórzy bardzo. Ale tutaj też już widziałam kilku niczego sobie.

Zaśmiały się. Fakt faktem, że Beauxbatons głównie kojarzy się z pięknymi, młodymi dziewczętami, jednak tu również uczęszczają panowie, a urok mają równie silny.

Hermiona zamyśliła się. Powinna napisać do chłopaków od razu jak dotarła na miejsce, ale tu się tyle dzieje, wszystko przecież musi zobaczyć, zapamiętać gdzie są sale… w pierwszej wolnej chwili napisze na pewno.

***

W dormitorium Harry nerwowo przystępował z nogi na nogę. Już minęło tyle godzin, a jego dalej nie ma. Może coś się stało? Może Malfoy go dopadł? A może naprawdę wysłali go do Azkabanu?

Nagle drzwi otworzyły się na oścież. Do pokoju wpadli Fred i George.

-Co wy tu robicie? Ron jest…

-U Świętego Munga!

***

We trójkę pobiegli do Dyrektora. Co tam zasady, teraz najważniejszy był Ron.

-Panie Profesorze! Co z Ronem?!

-Panowie, co wy tu robicie? – McGonagall była mocno zdziwiona tym wtargnięciem.

-Ja powiedziałem bliźniakom o zajściu. – Snape zwrócił się do chłopców – Uznałem, że to informacja dość istotna, aby się dowiedzieli w szybkim tempie.

-Ale co tu się stało?!

-Spokojnie, Panie Potter. Ronald przeżył… duży szok. Podczas przebiegu przesłuchania, wydarzyło się coś… nieoczekiwanego. Pan Weasley, obawiam się, dostał ataku paniki. Musieliśmy go odseparować.

Ron? Panika? Separacja?

***

Hermiona obudziła się w środku nocy. Niebo było rozgwieżdżone, bez ani jednej chmurki. Było tak ciepło… ale coś ją dręczyło. Wstała i usiadła przy biurku.

Kochani Harry i Ron,”

Tylko tyle napisała przez prawie tydzień. Jakaż ona bezmyślna! Ale… oni też nic nie napisali… może Ron wysłał swoją sowę? Jej tempem dotrze za kolejny tydzień. Eh, cóż poradzić. Zaczęła się zastanawiać, co w ogóle napisać.

Jestem cała i zdrowa. Ludzie są tu przemili. Pokoje są przestronne i ładnie ozdobione, jak cały budynek. Dużo tu różnych zwierzątek, Hagridowi by się spodobało, i pewnie nie tylko z ich powodu. Mija dopiero tydzień, a już odczuwam zmęczenie. Jest tu kilka dodatkowych przedmiotów, na które z ciekawości uczęszczam, na przykład magia artystyczna czy taniec. Ja i taniec! Pokażę wam, jak wrócę.

Całusy,

Wasza Hermiona

Tak, to brzmiało ładnie. Powinni być spokojni. Oby szybko odpisali, bo wyjdzie na to, że szybciej wróci, niż otrzyma wiadomość.

29. Niespodziewana oferta

Grudzień. Kolejne święta. W tym roku w szkole został Harry, Hermiona i po kilku uczniów z Huffelpuff’u i Slytherin’u.
Cisza, spokój… byłby gdyby w szkole nie został Dracon.

Przez cały ten czas tylko kombinował jak odzyskać zaufanie dziewczyny. Czasem wysyłał jej kwiaty z liścikami, a czasem wysyłał pośredników, by coś jej przekazali. Kilkakrotnie prosił o spotkanie, ale nigdy się nie stawiła. Był zły. A gdy Malfoy jest zły…

-Hermiono Granger – znalazł ją wreszcie samą. Podszedł do niej, złapał za rękę i zaciągnął do pustej sali.

-Co ty wyprawiasz?!

Nic nie powiedział, tylko przytulił ją mocno do siebie. Tak bardzo za nią tęsknił…

-Proszę, wybacz mi. Hermiono… Ja już nie mam z tym nic wspólnego. Kocham Cię, tak bardzo… Musisz mi uwierzyć. Zrobię wszystko dla Ciebie. Porozmawiaj ze mną chociaż!

-Dobrze. Niech będzie… – westchnęła; nie mogła patrzeć w te smutne oczy – Więc teraz ty mnie posłuchasz. Kochałam Cię całym sercem i nikomu chyba tak nie ufałam jak tobie, bo pokazałeś mi, że się niegdyś co do Ciebie myliłam. Ale wbiłeś mi nóż w plecy. Właśnie ty! Powinniśmy być ze sobą szczerzy, więc choć raz bądźmy. Więc jak? Jest jeszcze coś o czym nie wiem?

-Popełniłem wiele błędów, wiem. Ale odkąd weszłaś do mojego życia, wszystko stało się inne. Wiem, że brzmi to tak poetycko i niemal komicznie, ale… Wywróciłaś je do góry nogami, nie pozwolę, byś…

-Granger, co tu robisz? Odejmuję Gryffindorowi 5 punktów.

Z nikąd w sali zjawił się Snape. Czy to aby nie czary?

-Słucham?! Ale…!

-Za pyskowanie kolejne 5. Coś jeszcze?

Milcząc wyszła z sali. Malfoy patrzył na niego z wyraźną wściekłością. Ale wolał nic nie mówić.

-Panie Malfoy… – podszedł do chłopaka i ściszył głos – trzymaj się od niej z daleka.

I wyszedł. Draco kipiał złością, dopiero po powrocie do dormitorium zaczął się zastanawiać. Profesor troszczy się o uczniów? Snape? O Gryfonów? O Hermionę?…

**

Hermiona została wezwana do profesor McGonagall. Usiadły sobie, piły gorącą czekoladę, rozmawiały.

-Hermiono, wiesz, jak Cię cenię. Twoja bystrość i pragnienie wiedzy jest godne podziwu. Dlatego… mam dla Ciebie propozycję. Otóż masz możliwość wyjazdu na pewien czas do Beauxbatons. Poznać zwyczaje, sposób nauczania. Jest tam kilka przedmiotów, których nie ma u nas…

-Wyjechać? Kiedy? Na ile? – zrobiła pauzę i zastanowiła się – A Harry i Ron?

-Wiesz dobrze, że to niezwykła szansa. Twoi przyjaciele zrozumieją, bo kochają Cię jak siostrę. Każdy z nas tu widzi jak bardzo jesteście zżyci i rozumiem, że taka rozłąka była by trudna, ale sowy zawsze są do dyspozycji.

-Nie odpowiedziała Pani na moje wszystkie pytania.

-Za… dwa tygodnie. Na początek na miesiąc.

-Ale drugi semestr, zajęcia…

-Nie widzę problemu. Tam będziesz uczęszczać na zajęcia, tak jak u nas. Będzie to respektowane.

**

Hermiona wieczorem w pokoju wspólnym poruszyła temat wyjazdu. Jak się domyślała, nie byli zachwyceni.

-Nie, nie, nie. Na miesiąc? Tak daleko? Z tymi wszystkimi wilami?

-Czy to coś złego? Poza tym, nie tylko są tam wile. I jest dużo dodatkowych zajęć, tak słyszałam.

-Hermiono… – zaczął Harry – jeśli tylko zechcesz, jedź. McGonagall ma rację, to wspaniała szansa na twój rozwój. Może to mały krok, ale kto wie co będzie dalej. – Przyznała mu rację obok siedząca Ginny. Zadziwiająco ostatnio się dogadywali.

-Od kiedy jesteś takim myślicielem, co? Nigdzie nie jedziesz. – Ah ta delikatność Rona…

Westchnęła ciężko. Stwierdziła, że musi porozmawiać z kimś jeszcze.

**

Po wysłaniu sowy następnego dnia do rodziców, stała chwilę na dworze i patrzyła na niebo.

Było co prawda zimno, ale jednocześnie pięknie. Gdy usłyszała czyjeś kroki ocknęła się i rozejrzała z cichą nadzieją, jednak nie była to żadna znana jej osoba, więc wróciła do rozmyślań, choć zaczęła czuć wręcz kłujący ból w palcach od chłodu.

Musiała się za siebie wziąć. Coś musiała ze sobą zrobić, jest zbyt delikatna… różne rzeczy chodziły jej po głowie. Czemu teraz?

**

Rozległo się pukanie do drzwi.

-Wejść!

Powoli, zamykając za sobą drzwi, weszła do gabinetu.

-Znowu ty? Czego chcesz, jestem zajęty…

-Wie Pan co się dzieje wokoło. Chodzą różne plotki…

-Jeśli chcesz opowiadać mi o jakichś głupich wymysłach niedowartościowanych dzieci, to…

Rzuciła mu list na biurko i wyszła.

Otworzył go i zaczął czytać. Z każdą linijką zwężały mu się oczy ze złości.

Ktoś za to zapłaci.

**

Minęły dwa tygodnie. Hermiona stała z bagażami w towarzystwie chłopaków, Ginny i profesor McGonagall na peronie.

-Bądźcie grzeczni, jest jeszcze zimno, więc nie łaźcie w samych podkoszulkach, jedzcie zdrowo, Ginny dopilnuj ich tu! I nie zapomnijcie odrabiać prac domowych. I myjcie zęby codziennie i…

-Nie jesteś naszą matką!

-Przepraszam, no ale…

-To tylko miesiąc, wrócisz, zanim się zorientujesz. – Ginny przytuliła ją i uśmiechnęła się. – Już ja się nimi zajmę.

Po chwili przybył powóz z Beauxbatons. Dyrektorki przywitały się.

-Oddaję Cię w dobre ręce, Hermiono.

Baldzo mi milo, Miono. Saplasiam do powóz.

Hermiona uśmiechnęła się nikle i wsiadła. Po chwili odleciały. Profesorka wyglądała jakby kamień spadł jej z serca.

-Pani Profesor? Co się dzieje?

-Ależ nic, panie Potter. Możemy być dumni z panny Granger. Oby dobrze to na nią wpłynęło.

I odeszła. Trójka spojrzała na siebie pytająco i również skierowali się do szkoły.

**

Draco dostawał już białej gorączki. Nigdzie nie mógł znaleźć dziewczyny. Biblioteka, sale, nawet czatowanie niemal cały dzień pod portretem Grubej Damy – NIC! Więc rozpuścił swoje łuskowate sieci po szkole.

-Draco, mam dla Ciebie newsa. Twoja panna wyleciała w powietrze.

-CO?! Zabini, zaraz ty wylecisz w powietrze!

-Wyluzuj. Poleciała do Beauxbatons. Na miesiąc.

28. Podejrzenia

I znowu spokojnie mijały dni. Jednak Mistrz Eliksirów zaczął znikać nawet z zajęć, co zaniepokoiło już każdego ucznia. Ustalono więc, że czterech przedstawicieli, po jednym z każdego domu, pójdzie do Dyrektora, więc i tak też się stało.

Zaproszeni usiedli w gabinecie naprzeciw Dyrektora.

-A więc… – zaczął Puchon.

-Wiem, o co wam chodzi. Profesor Snape… jakby to ująć… jest lekko niedysponowany. Jednak wierzę, że niebawem wróci w pełni zdrów na swoje stanowisko. Jednak jestem zmuszony na czas jego nieobecności zapewnić wam zastępstwo. Oto i wasz nowy nauczyciel – profesor Hayaku. Jest równie wybitnym czarodziejem co nasz Severus, z pewnością odpowiednio się wami zajmie, a przy okazji odbędzie swego rodzaju staż w naszej szkole.

Przywitali go dość mało entuzjastycznie. Dziwne, czyż nie?
Potem rozeszli się do swych domów z nową wieścią. Były głosy zdziwienia, ale w ostatecznym rozrachunku uznano, że tak będzie lepiej.

-Czy nie sądzicie, że to zbyt dziwne? Tyle miesięcy spokoju, a teraz nagle Snape znika? Pomyślcie trochę.

-Ale może nowy nauczyciel będzie bardziej wyluzowany i nie będzie zadawał tyle co Snape. Trzeba patrzeć na pozytywne strony, czy nie tak, Hermiono?

Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Nie podobała się jej ta sytuacja i musiała dowiedzieć się co to ma wszystko znaczyć. Zaczęła więc „poszukiwania” od prof. McGonagall, która nie udawała nawet zdziwienia jej wizytą.

-Więc przyszłaś tu po informacje o profesorze Snape’ie?

-Owszem. Martwi mnie to i chcę dowiedzieć się co się z nim stało.

-Spoko Ci tak na tym zależy… Wraca dziś na wieczór do Hogwartu, ale nie będzie wychodził ze swojego pokoju jeszcze przez jakiś czas. Jeśli Cię w ogóle wpuści, sam Ci wszystko powie.

Na tym rozmowa się skończyła. Hermiona niezbyt coś z tego rozumiała, ale nie miała teraz innego wyboru jak iść do Snape’a.

W nocy.

**

Pożyczyła od Harry’ego pelerynę niewidkę w tajemnicy przed Ronem i Ginny. Z Harry’m bardzo zżyła się w wakacje i ufała mu.

A on z kolei wiedział, że dziewczyna i tak zrobi po swojemu, więc nie będzie stał jej na przeszkodzie w tym szalonym planie.

Więc pod przykryciem najciszej jak mogła udała się do lochów. Zapukała. Cisza. Spróbowała jeszcze raz. Nic.

Lekko poirytowana popchnęła drzwi. Uchyliły się.

Zapomniał je zamknąć?

Weszła, zamknęła je i dopiero wtedy zdjęła pelerynę. Szepnęła „Lumos” by rozjaśnić trochę gabinet, który do tej pory pochłaniał mrok.

Tak fatalnego bałaganu i tony kurzu nie widziała od dawna. Jak można tak zapuścić pomieszczenie, w którym się pracuje?

Poszła dalej, w kierunku sypialni. Przez myśl przemknął jej obraz gdy kociołek wybuchł, a Snape ją ochronił. Nic więcej nie pamiętała. Potem była w skrzydle szpitalnym… kurcze, czemu teraz przypominam sobie takie rzeczy?!

Zapukała. Znów nic. Więc je popchnęła i te również ustąpiły.

W sypialni było zapalonych kilka świec, najwięcej przy barku. Snape siedział na łóżku i tępo patrzył przed siebie.

-Panie Profesorze…? – jednak nawet nie drgnął.

-Panie Profesorze, co Panu jest? Przyszłam, bo… – zamilkła, bo Snape wstał i zwrócił się w jej kierunku.

-Wiem, że nie powinnam o tej porze, ale…

-Zamilcz. Granger… nie powinnaś być tu wcale.

Na brzmienie jego głosu aż zadrżała. Zachrypnięty, niski, smutny… przypomniała sobie jeden wieczór, gdy to Snape otworzył swój umysł przed nią. Szczątkowo, ale jednak. Widziała go i młodą kobietę, byli uśmiechnięci. Potem widziała czyjś grób. Widziała Śmierciożerców, a wśród nich Snape’a. Widziała go z Dumbledorem, gdy składał Wieczystą Przysięgę.
Teraz wyglądał podobnie, jak w tamtej chwili – przygnębiony i zagubiony.

-Przyszłam, by Panu pomóc. Chcę wiedzieć co się dzieje. Proszę. Pan mi wtedy pomógł. W sumie nic Pan nie zrobił, a jednak…

Podszedł do niej i podwinął rękaw. Cała ręka wyglądała jak po całym dniu cięcia się. Z nienaruszonym Mrocznym Znakiem.

-To… przez Voldemorta?!

-Milcz, dziewczyno. Dumbledore wie już wszystko co musi. Generalnie Dumbledore wszystko wie. Jesteście bezpieczni. Ja też już wracam do pracy.

-Dlatego Pan pije? – wskazała na barek.

-Lepiej wyjdź z mojej sypialni, Granger. Za chwilę pójdę na patrol i jeśli Cię znajdę, odejmę Ci punkty, a szlabanu nie wyrobisz do końca edukacji.

Bez słowa wyszła. Już miała wychodzić na korytarz, kiedy zauważyła, że nie ma w ręku peleryny. Cholera! Pewnie wypuściłam ją przez przypadek w jego pokoju.

Więc wróciła, ale nie była pewna, czy chciała zobaczyć ten widok.

Snape bez koszulki i rozpinający spodnie. Choć trzeba przyznać, że ciało miał niczego sobie… mięśnie, których na co dzień nie widać naprawdę były warte uwagi. Ciało, które przeszło tak wiele, a które nadal było dla nich opoką.
Musiała tak chwilę stać, bo nawet sam profesor zachichotał.

-Oj Granger. Aż tak Ci się podobam? Może chcesz zostać?

-Co..? – otrząsnęła się, wzięła pospiesznie pelerynę z podłogi i uciekła. Chciała jak najszybciej znaleźć się w łóżku i zasnąć. To dla niej za dużo.

Faktycznie rozbawiła go ta sytuacja. Jakaś dziewczyna wpatrująca się w niego jak w obrazek, do tego uczennica.
Rozebrał się do końca i poszedł spać. Stwierdził, że szybko złość mu przeszła. Zadziwiająco szybko.

**

Na lekcjach jeszcze jednak Snape się nie pojawił. Profesor Hayaku stał się ulubieńcem młodzieży. Lekcje stały się przyjemnością, każdy mógł próbować stworzyć eliksir, który chciał i za same chęci dostawało się punkty.

Raz po lekcji zatrzymał on Hermionę.

-Panno Granger, jest Pani proszona do gabinetu profesora Snape’a.

-Jaki ma humor?

-Chyba nie najgorszy, tak mi się wydaje. Ale w sumie ciężko mi określić.

-Dobrze, dziękuję.

I poszła, lekko się ociągając. Trochę się tego obawiała. Zapukała.

-Wejść. Dzień dobry, Granger.

-Dzień dobry… o co chodzi?

-Otóż słyszałem, że bardzo dobrze idzie Ci w eliksirach ostatnio. Dlatego chcę to przetestować. Teraz. Wiem, że kolejne zajęcia masz dopiero po południu.

-Co? Ale..!

-Masz tu składniki i nazwę eliksiru, który masz stworzyć. Do dzieła.

-Ale to… eliksir gojenia ran? Nic prostszego! Nie wierzy Pan we mnie.

-Oczywiście, że wątpię w twoje umiejętności, jak zawsze. Do roboty.

Już bez dyskusji wzięła się za swoją pracę. Może Snape nie jest w stanie sam sobie pomóc? Nie przyzna się do tego. Więc pomoże mu jak tylko się da.

**

W takim tempie minęło kilka dni. Hermiona znów przychodziła do Snape’a, spędzała z nim czas i próbowała się więcej o nim dowiedzieć. Było baaardzo ciężko i wracała do dormitorium coraz bardziej padnięta, ale równie zadowolona z postępów. Jednak pewnego wieczora…

-Dzień dobry Panie Profesorze! Dziś rany czy prawdomówność? – jednak nikt jej nie odpowiedział. – Profesorze?

Skierowała się więc do jego sypialni i zapukała. Cisza. Zasnął?

Weszła do pokoju. Rozejrzała się i zauważyła mężczyznę leżącego w szlafroku na łóżku. Podeszła bliżej i zauważyła na jego policzkach ślady po łzach. Snape płacze?

Potrząsnęła nim delikatnie, ale nie zareagował. Zrobiła to ponownie, ale reakcji nie było, postanowiła więc posiedzieć przy nim chwilę, aż się obudzi. Usiadła na krześle i nawet nie zauważyła, kiedy sama przysnęła.

**

Nietoperz otworzył oczy. Czuł się coraz gorzej, był obolały i czuł się tak bezsilny… Z rozważań wyrwał go widok dziewczyny śpiącej na krześle obok.

-Granger? Co ty tu do licha robisz?!

Dziewczyna otworzyła powoli oczy i ziewnęła.

-Panie Profesorze… przyszłam jak zawsze, ale Pan się nie odzywał i chciałam sprawdzić…

-Nie wolno Ci wchodzić do mojej sypialni, czyś ty zwariowała? Która godzina?

-Ymmm… dobre pytanie… – spojrzała leniwie na stary ścienny zegar – po 3 w nocy…

-CO?! Wstawaj, odprowadzę Cię do wieży. Ruchy! – sam szybko transmutował szlafrok w ubranie i wyszedł razem z nią.

Portrety widząc tych dwoje idących korytarzem w środku nocy szeptało do siebie, bo to zdecydowanie niecodzienny widok. Snape bez swojego wrednego uśmieszku i perfekcyjna uczennica wyglądająca jakby dopiero wstała. Jedna postać popędziła do gabinetu opiekunki Gryfonów.

**

Następnego dnia Snape i McGonagall spotkali się u niej w gabinecie. Wyglądała na złą.

-Co ty wyprawiasz, Severusie? Podobno widziano Cię w nocy w towarzystwie panny Granger.

-Zasnęła. Aż szkoda było mi jej budzić.

-Nie kpij sobie. Jeśli stanie się jej coś z twojego powodu…

-Teraz ty nie kpij.

-Jesteś jej nauczycielem. Od dziś żadnej pomocy od niej przy eliksirach. Przydziel kogoś ze Slytherinu, to im dobrze zrobi. I poproszę Albusa, byś nie wrócił do pracy do końca roku.

-Czyś ty oszalała? Co mam niby robić przez ten czas?

-To nie mój problem, Severusie.