Lekka zmiana

Jak może ktoś zwrócił uwagę, notki zrobiły się dłuższe.

Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza czy nie sprawia jakiegoś problemu z niewiadomych mi przyczyn 😉

 

Miłej lektury

P.S. Piszcie komentarze!  😀

Eve

27. Nowy początek

I zaczął się nowy rok szkolny. Wszystko wydawało się takie jak zawsze. Gromada młodych, wystraszonych dzieci, oczekujących na przydział i wesoła grupa „bywalców”. Zza stołu nauczycielskiego w większości pary przyjaznych oczu, ale zawsze musi się trafić wyjątek.

Na ten wyjątek ktoś zwrócił uwagę. W sumie, i tak należałoby się do niego zwrócić…

**

Severus siedział przy swoim biurku z kieliszkiem w ręce. Stwierdził, że parę łyczków czegoś mocniejszego nie zaszkodzi przed snem, a nawet pomaga. Jednak ktoś musiał mu przeszkodzić. Mały Książę.

-Dzień dobry. Chciałeś mnie widzieć.

-Mówiłem, że chcę widzieć Cię jutro, ale skoro już tu jesteś… może powiesz mi jak minęły wakacje?

-Zapewne wszystko wiesz od rudych skrzatów.

-Może. A może brakuje mi kilku elementów, by to w ogóle zrozumieć. Więc zechciej mnie oświecić.

-Czy to ważne? To moje prywatne sprawy, z którymi sobie radzę.

-Niewątpliwie panna Granger podziela twoje zdanie, zważywszy na to, iż znów chodzi uśmiechnięta. W sumie, że w ogóle chodzi i kontaktuje. A z tego co wiem przeżyła niemały szok.

-Skoro wszystko wiesz, to po co pytasz? Czemu Cię to w ogóle tak interesuje?

-To też nie twój interes, mam swoje sposoby. Lepiej nie zrób czegoś głupiego w najbliższym czasie, wiesz, że nie chciałbym, by ktoś odebrał wam punkty.

-Jaaasne. Dobranoc, Profesorze.

I blondyn wyszedł. Snape siedział w fotelu dłuższą chwilę i rozmyślał, czy chłopak jest tak bezczelny i głupi czy ma coś w planach.

W sumie to Draco… więcej zastanawiać się nie trzeba.

**

-Hermiooonooo, wstawaj! Zaraz masz eliksiry!

-Już, już… CO?! – wstała pospiesznie i zaczęła się ubierać. Tylko tego brakowało, żeby pierwszego dnia spóźniła się na lekcje i do tego u Snape’a.

Nie minęło 10 minut jak była gotowa do wyjścia. Ginny patrzyła na nią rozbawiona.

-Co z tobą? Co tak patrzysz?

-Jest 7, czas na śniadanie, nie na eliksiry. Ale i tak to chyba najpóźniejsza pora, do której śpisz.

-Boże, Ginny, dostanę zawału przez Ciebie!

-Tak, tak. Ale fajnie, że tak szybko się zebrałaś. Spędzimy trochę czasu razem.

I wyszły razem na śniadanie plotkując, śmiejąc się. Jak za dawnych dobrych czasów…

**

I jak zwykle śniadanie rozegrało się w wesołej atmosferze grupki przyjaciół, z Harry’m, Ronem, Ginny i kilkoma innymi Gryfonami.

Nikt nie zauważył, ale byli bacznie obserwowani przez trzy osoby. I nikt nie podejrzewał co mogą przynieść kolejne tygodnie.

**

Dni mijały, słonko dogrzewało, wszyscy byli szczęśliwi. No, prawie…

-Ron! Jeszcze nie napisałeś tego eseju?! Masz jeszcze trzy dni do oddania pracy, a ty na jedną stronę potrzebujesz tygodnia.

-Ale no… tak wyszło. Wiesz, że mamy mnóstwo zajęć. Zielarstwo, eliksiry, historia, obrona…

-Yhm. Zacząłeś w ogóle?

-Tak. – Ron przyniósł Hermionie kilka pobazgranych karteczek z pokoju. Cóż…

Po przeczytaniu ich nie powiedziała nic, tylko pobiegła do swojego pokoju. Co oni by bez niej zrobili?
Co prawda to co napisał Ron nie było jakoś strasznie złe, ale było tego mało i bez większego ładu. Tak jak cały Ron.

Co do rudzielca – był już zadowolony z sytuacji. Hermiona znów była z nimi, on z nią normalnie rozmawiał i nikt się do niej nie podwalał.

I mijały tak w spokoju kolejne tygodnie. Zaczynało powoli robić się chłodno, spacery stawały się rzadsze, co skutkowało jakimś dziwnym trafem na ciut lepsze „stopnie”- więcej punktów zdobytych, mniej traconych.

Jednak ta mniejsza liczba straconych punktów wynikała z jeszcze jednej rzeczy, mianowicie coraz częstszej nieobecności prof. Snape’a. Był na wszystkich zajęciach, ale nie dyżurował na korytarzach, ani w dzień ani w nocy. Harry szukał go nawet na mapie Huncwotów, ale bez skutku.

Nikt się tym nie przejmował, a nawet raczej cieszył, ale Hermiona była zaniepokojona. Postanowiła z nim porozmawiać, gdy nadarzy się takowa okazja.

**

Po lekcji eliksirów.

-Panie Profesorze?

-Czyżbyś chciała dodatkową pracę, Granger?

-Nie, ale mam pytanie.

-Niewiarygodne. A nie znasz już odpowiedzi?

-Bardzo zabawne. Gdzie Pan wybywa ze szkoły tak często?

-To chyba nie twoja sprawa. Jestem twoim nauczycielem i twoim jedynym zmartwieniem jest esej do napisania na pięć stron. Zaraz specjalnie dla Ciebie dodam kolejnych dziesięć.

-Po prostu… zmartwiłam się. To wszystko. Przepraszam, że zajmuję Pana cenny czas.

I wyszła z sali zła. Ona się o dupka martwi, a ten ją tak traktuje? Wszyscy ślizgoni są okropni! Oni pasują tylko do swoich oślizgłych panienek. Nikt inny z nimi nie wytrzyma psychicznie.

Natomiast Snape stał przez chwilę w bezruchu i zastanawiał się. Czemu ona w ogóle to zauważyła? I miała coś przeciw? Ostatecznie wysnuł wniosek, iż skoro nie ma go na dyżurach, to nie powinno go być na lekcjach. Wszyscy byliby szczęśliwsi.

**

Więcej Hermiona do tematu nie wracała. Robiła to co wszyscy, czyli uczyła się, odrabiała zadania, chodziła czasem do Hogsmade.
Ale to było zadziwiające nawet jak dla niej. Żadnych kłopotów, zmartwień? To musiało się kiedyś skończyć.

I nadszedł ten dzień. Jeden z ostatnich w miarę ciepłych dni.

Hermiona akurat szła do sowiarni, gdy akurat z niej wychodził… Draco. Zatrzymał się na jej widok i chciał coś powiedzieć, ale szybkim krokiem go wyminęła. Nie miała ochoty nadal go widzieć. Złapał ją delikatnie za rękę, jednak sprawnie ją wyrwała.

-Hermiono, zaczekaj. Tyle czasu nie rozmawialiśmy. Zawsze byłaś w czyimś towarzystwie…

-A ty bałeś się podejść? Nie rozśmieszaj mnie. Tylko winni boją się skutków swojego postępowania.

-Przestań! Próbowałem, ale twoi przyjaciele skutecznie trzymali mnie z dala. Nic mnie nie łączyło z tą kobietą. To… biznes, jak każdy inny. Dochodowy. Ojciec czasem mnie tam wysyła sprawdzić jak się sprawy toczą.

-Ja mam w to uwierzyć? Jak śmiesz mnie okłamywać tak bezczelnie. Gdyby było w tym coś z prawdy, od razu byś to z siebie wykrztusił pod twoim domem. Nie zrobiłeś tego wtedy ani w żaden inny dzień. Dostawałam twoje liściki, owszem, ale nie czytałam ich. Nie interesują mnie twoje szemrane kontakty.

-To tylko interes ojca! Uwierz mi, błagam Cię. Ja znam tę kobietę, zwą ją Lila. Ona jest tam jakby… szefową. Przychodzę tam i sprawdzam, czy nie ma problemów, czy klienci są grzeczni, czy płacą…

-Nawet jeśli mnie nie zdradziłeś… brzydzę się takim postępowaniem. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego, łącznie z tobą.

I odeszła. Miała ochotę płakać, ale się powstrzymała. Nie będzie przez niego płakać już nigdy więcej.
Takie jest jej nowe postanowienie. Jako dzielnej, dorosłej Hermiony.

26. Kłamstwo podszyte sercem

Hermiona wróciła do domu Wesley’ów. Minęło co prawda więcej czasu niż zakładała, ale przynajmniej ten jeden dzień bawiła się świetnie i nie martwiła niczym. Draco zabalował i sprawił jej jeszcze kilka drobnych prezentów, ale o to nie dbała. Był naprawdę kochany.

Jednak w środku nie zastała nikogo. Wołała kilka razy, ale odpowiadała jej cisza. W końcu ktoś wrócił.

-Harry! Co się dzieje? Gdzie reszta?

-Ron, szukamy go. Po twoim wyjeździe wybiegł i wyparował. Od wczoraj nie możemy go znaleźć ani się z nim skontaktować. Wszystkie sowy go szukają. Zegar Pani Weasley ześwirował, jeśli chodzi o jego położenie.

Co ona najlepszego narobiła. Nie mogła wyzbyć się poczucia winy i myśli, że wszystko niszczy. A myślała, że już będzie dobrze, że się dogadają… Musi go odnaleźć.

Czym prędzej spakowała kilka rzeczy do torebki i poprosiła chłopaka, by zawołał Panią lub Pana Weasley’a. Musi się stąd wydostać.

Pan Weasley chętnie jej w tym pomógł. Jeśli wiedziała, gdzie może być, trzeba było zrobić to szybko.

**

Zjawili się pod Malfoy Manor. To nie był dobry pomysł, ale co innego robić? Po chwili zjawił się nawet Draco, dopiero wracający z wycieczki.

-Hermiono, stęskniłaś się już?

-Ron uciekł. Myślę, że mógł tu przybyć żeby zrobić Ci krzywdę. Muszę sprawdzić czy już na Ciebie nie czeka.

-Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale…

Nie dane było mu dokończyć, gdyż oberwał Cruciatusem.

-RON?!

Ron stał kawałek dalej z różdżką w górze. Normalnie nie poznałaby go. Umorusany, wyglądający jak 7 nieszczęść, rzucający Cruciatus. Gdzie podział się jej przyjaciel?

-Nie oddam Cię mu. To bydle za twoimi plecami się zabawia z jakimiś dziwkami! Nie pozwolę Cię krzywdzić! Nie chcesz mnie, dobra, ale tego mu nie odpuszczę! –zdjął zaklęcie – niech Ci się tłumaczy.

Gdyby wzrok mógł zabijać… Ale po chwili spojrzał błagalnie na Hermionę.

-To kłamstwa. Uwierz mi. Nigdy bym Cię nie skrzywdził. Pamiętasz, już raz się pomyliłaś. Ja…

-Widziałem go. Widziałem jak z jakąś kobietą się obściskiwał na Nokturnie. Dlatego zjawił się tu dopiero teraz. Ty już zdążyłaś być w domu i dotrzeć tu, prawda?

Milczała, ale kiwnęła głową. Czekała na… cokolwiek.

-Potem wszedł do jakiegoś budynku i wcale nie wyglądało to na sklep. Raczej ustronne miejsce. A nawet ktoś wyszedł za drzwi i stał tam póki ten panicz nie wyszedł.

Nie wiedziała co myśleć. Co miała zrobić? Komu wierzyć? Nie było dowodów, tylko słowa wściekłego i zazdrosnego Rona. Ale zabolało.

-Malfoy, odpowiedz.

-To nie tak! To znajoma, przytuliłem ją na powitanie. Tylko tyle. A ten budynek, to to… był swego rodzaju sklep, tylko dla czysto krwistych. A tego faceta nie znam, może poszedł na papierosa, przypadek chciał, że wtedy, gdy weszliśmy. Uwierz mi!

-Więc Ci coś pokażę. Nie potrafię pokazać Ci inaczej tego, co widziałem, więc zrobiłem zdjęcie. – Ron podszedł z wcześniej zawiniętym ojcu aparatem mugolskim. Z ogólnej budowy dość podobny do magicznego, tylko zdjęcia nieruchome. Na zdjęciach był niewątpliwie Draco z kobietą. Ale ona już była „wątpliwa”. W krótkiej, obcisłej sukience, a chłopak ją obejmował. W oknach były zasłonięte firany. „Przypadkowy mężczyzna” był bardzo dobrze zbudowany i nie miał papierosa.

-Draco… My… – czuła, że łamie jej się głos – Nie mamy o czym rozmawiać, Malfoy. Brzydzę się tobą.

I trójka zniknęła, zostawiając leżącego na ziemi blondyna samego.

**

Hermiona po powrocie siedziała cały czas w pokoju i nie odzywała się do nikogo ani słowem. Towarzystwa dotrzymywała jej Ginny, ale nie mogła nic zrobić. Nigdy nie czuła się tak bezsilna.

Próbował chyba każdy, prócz Rona. Sam nie wiedział co ze sobą zrobić. Co go czeka za użycie zaklęcia niewybaczalnego? Cóż, na pewno nic miłego. Zawsze będzie opcja przyłączenia się do Hagrida i zrobienie sobie parasolko-różdżki…

Tak dotrwali do końca tygodnia. Potem Hermiona wróciła do domu. Jej rodzice dowiedzieli się mniej więcej co się stało, bez zbędnych szczegółów.

**

Ginny siedząc wieczorem sama w pokoju rozmyślała co zrobić, skoro brunetka zamknęła się w sobie. Już niedługo szkoła, nie może wrócić w takim stanie. Po mozolnym szukaniu wyjścia przyszła jej na myśl wreszcie rzecz, której mogłaby potem żałować, ale na chwile obecną musiała wystarczyć.

**

Podczas pory śniadaniowej przyleciała do Mistrza Eliksirów mała, ruda sówka. Szczerze mówiąc nie spodziewał się w tym stuleciu żadnego listu, bo nikogo nie zabił.

Jednak dla bezpieczeństwa stwierdził, że otworzy go dopiero w gabinecie. I dobrze zrobił.

Panie Profesorze Snape,

Przepraszam, że tak nagle i bezpośrednio, ale potrzeba nam Pańskiej pomocy. Hermiona znowu ma problemy z Malfoy’em, poważne. Dowiedziała się o jego zdradzie i zamknęła się w sobie. Nic nie mówi, nie je, nie śpi. Albo śpi cały czas, albo jest w transie, nie wiemy. Ale niech i Pan spróbuje coś zrobić. Nikt z nas nie jest w stanie. Błagam w imieniu całej rodziny.

Ginewra Weasley

Był w szoku. Pierwszy raz był tak czymś zdziwiony. Granger? Dracon? Zdrada? Miał ochotę go zabić, wcale nie delikatnie. Ale z drugiej strony, przecież ten chłopak nie był takim idiotą, by znów skrzywdzić tą dziewuchę.

Od razu wysłał dyrektorowi wiadomość o nagłej potrzebie wyjazdu i zniknął ze szkoły. Lepiej będzie jeśli tylko on o tym będzie wiedział.

**

Wieczór, dom państwa Granger.

-Kochanie, mamy coś dla Ciebie, twoje ulubione ciasto. Chcesz? – po raz kolejny odpowiedziała im cisza. Bardzo się martwili o córkę. Od powrotu nie odezwała się ani słowem, żeby chociaż płakała! Taki letarg jest chyba najgorszy.

Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Otworzyła mama.

-Tak..? – zapytała zaniepokojona na widok obcego mężczyzny.

-Ja do panny Granger.

-Niestety, ale…

-Wiem o jej sytuacji, jestem jej nauczycielem. I możliwe, że tylko ja mogę jej pomóc.

Nic więcej nie powiedziała, tylko wpuściła go. Mężowi powiedziała o tym potem w kuchni.

Natomiast Snape wszedł do pokoju dziewczyny, zamknął drzwi i rzucił zaklęcie wyciszające.

-Granger, jak ty wyglądasz. Niedługo szkoła, a ty się obijasz. Co ty sobie myślisz?

Dziewczyna nawet nie drgnęła. Może nie powinien, ale usiadł przy niej. Szturchnął ją kilka razy.

-Hej, słyszysz? – nadal nic. Westchnął ciężko i objął ją. Czuł coś jakby… współczucie. To musiało być dla niej chyba najtrudniejsze przeżycie. Była jeszcze taka młoda i głupia…

Po chwili Hermiona zwróciła wzrok w jego stronę. Gdy go zobaczyła źrenice jej się rozszerzyły.

Raz – Snape. Dwa – w jej pokoju. Trzy – jak on jest ubrany? Czarna koszula, spodnie, eleganckie buty… nawet włosy jakieś takie inne. Cztery – obejmował ją?! To był na tyle wielki szok, że odskoczyła i wydarła się:

-CO PAN TU ROBI?!

-Faktycznie, tylko ja mogłem Ci pomóc. No to mogę już iść.

-Ale… jak to? Skąd Pan..

-Weasleyówna. Jak zawsze. A ty się dziewczyno ogarnij, bywają gorsze rzeczy. A ja z młodym Malfoyem się rozmówię.

-Czemu Pan…

Podszedł do niej i uniósł delikatnie jej podbródek. On delikatny? Ale jego oczy… czyżby wyrażały cień troski? Skoro się tu pofatygował…

-Bo ja i nie zadawaj tylu pytań bez odpowiedzi. Sama zrozumiesz, jak się uspokoisz. Albo i nie, nie mój problem. Poproszono mnie o pomoc, więc Ci pomogłem wrócić do świata żywych. I lepiej go już nie opuszczaj.

Po czym po prostu wyszedł.

Hermiona wyjrzała za okno. Deportował się. Usiadła na łóżku i spojrzała przed siebie. Była… mu wdzięczna.