14. Dziwne koleje losu

Gdyby nie zaklęcie wyciszające i blokujące drzwi zapewne ktoś by przybiegł w sekundę do sali eliksirów, ale niestety… Niestety, nie tylko ten kociołek wybuchł. Nastąpiła reakcja łańcuchowa między kilkoma eliksirami, które robili, co skutkowało niemal doszczętnym zniszczeniem sali. Mężczyzna mocno przytulił do siebie dziewczynę i rzucił silne zaklęcia ochronne na nich oboje. Dopiero gdy cisza trwała dłużej niż kilka sekund Snape podniósł się, choć ledwo, i rozejrzał. Usiadł na podłodze i odetchnął głęboko. Dopiero po kolejnej chwili przypomniał sobie znów o dziewczynie i spojrzał na nią. Była nieprzytomna.

-Granger? Wstawaj, to nie pora leżakowania!

Brak odpowiedzi. Czyli jednak niestety tak, jak mu się zdawało. Będąc nieco przymulonym od oparów i huku stwierdził, że najlepszym będzie nie robić afery na pół szkoły. Ochronił ją, a skoro on żył, to jej też nic nie będzie, ale im dłużej będą wdychać to powietrze może być faktycznie gorzej.

Wziął ją na ręce i zaniósł do swojego pokoju, stykającego się ścianami z gabinetem i salą lekcyjną. Położył ją delikatnie na łóżku, a sam usiadł przy niej i nie wiadomo kiedy – zasnął.

**

-Seve…?!

Prof. McGonagall weszła do pokoju Snape’a, bo nie pojawił się na kolacji ani on ani Hermiona, poza tym nie było z nim kontaktu, a sala jak się okazało była w opłakanym stanie. Ale to co zobaczyła później wytrąciło ją z równowagi. Leżał on bowiem w łóżku obok Hermiony, a raczej przytulając ją do siebie. Jednak po chwili otrząsnęła się.

Podeszła i potrząsnęła go za ramię.

-Hyy..? O, Minerva… co robisz w moim pokoju..? – ziewnął. Absolutnie nie zwrócił uwagi na pozycję, w której się znajduje.

-Co ja robię? Nie pojawiliście się na kolacji i już się bałam, że każesz jej się przepracowywać. Ale to już przesada!

-Twoja podopieczna doprowadziła własnoręcznie do eksplozji…

-To czemu nikt tego nie słyszał?!

-Ciszej, Minervo… – mężczyzna podniósł sie, choć nadal wyglądał na przymulonego – Zaklęcia ochronne. Wiesz sama jakie się rzuca na pokoje żeby wścibscy rodzice nie podsłuchiwali, czyż nie?

-Milcz. Przetransportuj ją do wieży Gryffindoru jak najszybciej. Ty za nią ponosisz odpowiedzialność, gdy jest pod twoją opieką!

I wyszła. Mimo, że uwielbiał się z nią przekomarzać, teraz nie było mu do śmiechu, bo niestety miała rację. Ta nieodpowiedzialna gówniara mogła doprowadzić do jeszcze większej katastrofy: świat mógł stracić tak genialnego czarodzieja. Wstał, wyczarował nosze, na które przeniósł Hermionę i wyszedł z nią na korytarz.

**

Wszyscy w pokoju wspólnym gryfonów byli w szoku. Nieprzytomna Hermiona przy eskorcie znienawidzonego przez wszystkich profesora po długiej nieobecności w trakcie zajęć z nim. To brzmiało dość jednoznacznie, ale to jak on sam wyglądał… co tam się musiało stać?

Ginny troskliwie zajmowała się przyjaciółką póki nie otworzyła oczu. Zaraz zawołani zostali Ron i Harry.

-Hermiona! Co za śmieć! Niedorobiony nietoperz! Jak mógł Cię tak skrzywdzić! Ja się mu odpłacę!

-Ron…

-Tak? Tak, słucham Cię!

-Zamknij się… to była moja wina…

Ron natychmiast zamilkł, ale sądził, że to po prostu dobroć dziewczyny nie pozwoli zwalić na niego winy. Harry natomiast poprosił Ginny na słówko, korzystając z rozkojarzenia przyjaciela.

-Słuchaj, ja.. muszę wiedzieć. Czy Hermiona spotyka się z Malfoy’em?

-Skąd wiesz? Znaczy…

-Widziałem ich, więc nie kombinuj. Czy możliwe, że Snape faktycznie coś jej zrobił żeby się od niego odczepiła?

-To nie tak! To Malfoy za nią łazi jak pies. Hermiona chciała z nim zerwać, ale nie pozwolił jej na to. Oni… oni się kochają. Nie wiem co stało się u Snape’a, ale to nie mogło być z tym związane. Malfoy ceni sobie jego przychylność, a on sam wiesz jak go traktuje. A skoro blondasowi zależy na Hermionie…

-Może masz rację… Hm… ciężko mi to mówić, ale może… trzeba dać im szansę? Może dzięki temu oboje będą szczęśliwi i nie będziemy znosić ich humorów? A już w szczególności Malfoya.

-Mówisz poważnie? To ślizgon! No i Malfoy. Oskalpowaliby go i przy okazji Hermionę. To się nazywało hm me, me…melas, mezilas?

-Mezalians, Ginny, mezalians jeśli już. Ale pamiętaj,  miłość nie zna granic.

Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się. Mimowolnie odwzajemniła ten uśmiech.

Jedna myśl na temat “14. Dziwne koleje losu

Dodaj komentarz