27. Nowy początek

I zaczął się nowy rok szkolny. Wszystko wydawało się takie jak zawsze. Gromada młodych, wystraszonych dzieci, oczekujących na przydział i wesoła grupa „bywalców”. Zza stołu nauczycielskiego w większości pary przyjaznych oczu, ale zawsze musi się trafić wyjątek.

Na ten wyjątek ktoś zwrócił uwagę. W sumie, i tak należałoby się do niego zwrócić…

**

Severus siedział przy swoim biurku z kieliszkiem w ręce. Stwierdził, że parę łyczków czegoś mocniejszego nie zaszkodzi przed snem, a nawet pomaga. Jednak ktoś musiał mu przeszkodzić. Mały Książę.

-Dzień dobry. Chciałeś mnie widzieć.

-Mówiłem, że chcę widzieć Cię jutro, ale skoro już tu jesteś… może powiesz mi jak minęły wakacje?

-Zapewne wszystko wiesz od rudych skrzatów.

-Może. A może brakuje mi kilku elementów, by to w ogóle zrozumieć. Więc zechciej mnie oświecić.

-Czy to ważne? To moje prywatne sprawy, z którymi sobie radzę.

-Niewątpliwie panna Granger podziela twoje zdanie, zważywszy na to, iż znów chodzi uśmiechnięta. W sumie, że w ogóle chodzi i kontaktuje. A z tego co wiem przeżyła niemały szok.

-Skoro wszystko wiesz, to po co pytasz? Czemu Cię to w ogóle tak interesuje?

-To też nie twój interes, mam swoje sposoby. Lepiej nie zrób czegoś głupiego w najbliższym czasie, wiesz, że nie chciałbym, by ktoś odebrał wam punkty.

-Jaaasne. Dobranoc, Profesorze.

I blondyn wyszedł. Snape siedział w fotelu dłuższą chwilę i rozmyślał, czy chłopak jest tak bezczelny i głupi czy ma coś w planach.

W sumie to Draco… więcej zastanawiać się nie trzeba.

**

-Hermiooonooo, wstawaj! Zaraz masz eliksiry!

-Już, już… CO?! – wstała pospiesznie i zaczęła się ubierać. Tylko tego brakowało, żeby pierwszego dnia spóźniła się na lekcje i do tego u Snape’a.

Nie minęło 10 minut jak była gotowa do wyjścia. Ginny patrzyła na nią rozbawiona.

-Co z tobą? Co tak patrzysz?

-Jest 7, czas na śniadanie, nie na eliksiry. Ale i tak to chyba najpóźniejsza pora, do której śpisz.

-Boże, Ginny, dostanę zawału przez Ciebie!

-Tak, tak. Ale fajnie, że tak szybko się zebrałaś. Spędzimy trochę czasu razem.

I wyszły razem na śniadanie plotkując, śmiejąc się. Jak za dawnych dobrych czasów…

**

I jak zwykle śniadanie rozegrało się w wesołej atmosferze grupki przyjaciół, z Harry’m, Ronem, Ginny i kilkoma innymi Gryfonami.

Nikt nie zauważył, ale byli bacznie obserwowani przez trzy osoby. I nikt nie podejrzewał co mogą przynieść kolejne tygodnie.

**

Dni mijały, słonko dogrzewało, wszyscy byli szczęśliwi. No, prawie…

-Ron! Jeszcze nie napisałeś tego eseju?! Masz jeszcze trzy dni do oddania pracy, a ty na jedną stronę potrzebujesz tygodnia.

-Ale no… tak wyszło. Wiesz, że mamy mnóstwo zajęć. Zielarstwo, eliksiry, historia, obrona…

-Yhm. Zacząłeś w ogóle?

-Tak. – Ron przyniósł Hermionie kilka pobazgranych karteczek z pokoju. Cóż…

Po przeczytaniu ich nie powiedziała nic, tylko pobiegła do swojego pokoju. Co oni by bez niej zrobili?
Co prawda to co napisał Ron nie było jakoś strasznie złe, ale było tego mało i bez większego ładu. Tak jak cały Ron.

Co do rudzielca – był już zadowolony z sytuacji. Hermiona znów była z nimi, on z nią normalnie rozmawiał i nikt się do niej nie podwalał.

I mijały tak w spokoju kolejne tygodnie. Zaczynało powoli robić się chłodno, spacery stawały się rzadsze, co skutkowało jakimś dziwnym trafem na ciut lepsze „stopnie”- więcej punktów zdobytych, mniej traconych.

Jednak ta mniejsza liczba straconych punktów wynikała z jeszcze jednej rzeczy, mianowicie coraz częstszej nieobecności prof. Snape’a. Był na wszystkich zajęciach, ale nie dyżurował na korytarzach, ani w dzień ani w nocy. Harry szukał go nawet na mapie Huncwotów, ale bez skutku.

Nikt się tym nie przejmował, a nawet raczej cieszył, ale Hermiona była zaniepokojona. Postanowiła z nim porozmawiać, gdy nadarzy się takowa okazja.

**

Po lekcji eliksirów.

-Panie Profesorze?

-Czyżbyś chciała dodatkową pracę, Granger?

-Nie, ale mam pytanie.

-Niewiarygodne. A nie znasz już odpowiedzi?

-Bardzo zabawne. Gdzie Pan wybywa ze szkoły tak często?

-To chyba nie twoja sprawa. Jestem twoim nauczycielem i twoim jedynym zmartwieniem jest esej do napisania na pięć stron. Zaraz specjalnie dla Ciebie dodam kolejnych dziesięć.

-Po prostu… zmartwiłam się. To wszystko. Przepraszam, że zajmuję Pana cenny czas.

I wyszła z sali zła. Ona się o dupka martwi, a ten ją tak traktuje? Wszyscy ślizgoni są okropni! Oni pasują tylko do swoich oślizgłych panienek. Nikt inny z nimi nie wytrzyma psychicznie.

Natomiast Snape stał przez chwilę w bezruchu i zastanawiał się. Czemu ona w ogóle to zauważyła? I miała coś przeciw? Ostatecznie wysnuł wniosek, iż skoro nie ma go na dyżurach, to nie powinno go być na lekcjach. Wszyscy byliby szczęśliwsi.

**

Więcej Hermiona do tematu nie wracała. Robiła to co wszyscy, czyli uczyła się, odrabiała zadania, chodziła czasem do Hogsmade.
Ale to było zadziwiające nawet jak dla niej. Żadnych kłopotów, zmartwień? To musiało się kiedyś skończyć.

I nadszedł ten dzień. Jeden z ostatnich w miarę ciepłych dni.

Hermiona akurat szła do sowiarni, gdy akurat z niej wychodził… Draco. Zatrzymał się na jej widok i chciał coś powiedzieć, ale szybkim krokiem go wyminęła. Nie miała ochoty nadal go widzieć. Złapał ją delikatnie za rękę, jednak sprawnie ją wyrwała.

-Hermiono, zaczekaj. Tyle czasu nie rozmawialiśmy. Zawsze byłaś w czyimś towarzystwie…

-A ty bałeś się podejść? Nie rozśmieszaj mnie. Tylko winni boją się skutków swojego postępowania.

-Przestań! Próbowałem, ale twoi przyjaciele skutecznie trzymali mnie z dala. Nic mnie nie łączyło z tą kobietą. To… biznes, jak każdy inny. Dochodowy. Ojciec czasem mnie tam wysyła sprawdzić jak się sprawy toczą.

-Ja mam w to uwierzyć? Jak śmiesz mnie okłamywać tak bezczelnie. Gdyby było w tym coś z prawdy, od razu byś to z siebie wykrztusił pod twoim domem. Nie zrobiłeś tego wtedy ani w żaden inny dzień. Dostawałam twoje liściki, owszem, ale nie czytałam ich. Nie interesują mnie twoje szemrane kontakty.

-To tylko interes ojca! Uwierz mi, błagam Cię. Ja znam tę kobietę, zwą ją Lila. Ona jest tam jakby… szefową. Przychodzę tam i sprawdzam, czy nie ma problemów, czy klienci są grzeczni, czy płacą…

-Nawet jeśli mnie nie zdradziłeś… brzydzę się takim postępowaniem. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego, łącznie z tobą.

I odeszła. Miała ochotę płakać, ale się powstrzymała. Nie będzie przez niego płakać już nigdy więcej.
Takie jest jej nowe postanowienie. Jako dzielnej, dorosłej Hermiony.

Dodaj komentarz