31. 2P: Powrót i Podejrzenia

-Snape, powiesz mi w końcu, co się u licha stało u Dyrektora?

-Nie lubię tego tonu, Draco, więc lepiej uważaj. Poza tym jesteśmy w szkole. Trzeba było tam być, skoro sprawa też Ciebie tyczyła.

-Wiesz, że gdybym go zobaczył, to bym go chyba rozniósł.

-Nie zrobiłeś tego tyle czasu, a teraz nagle miałbyś? Nie bądź śmieszny.

-Bo była Hermiona i dobrze o tym wiesz, że to nie przypadek z jej wyjazdem. Zaciągnąłem języka tu i ówdzie.

-Nie wiem kto i co Ci powiedział, ale z pewnością było to nieprawdą. A teraz zejdź mi z oczu.

Blondyn niezadowolony mrucząc coś pod nosem wyszedł z gabinetu. Snape został sam w błogiej ciszy… która zaczynała mu doskwierać.

Nikt nie przesiadywał z nim wieczorami i nie zatruwał życia swoją obecnością… może raz na jakiś czas wpadł ślizgon z narzekaniem na złych Gryfonów, ale większość już się nauczyła, że nie ma co szukać wsparcia u opiekuna domu w tak błahych sprawach.

Nalał sobie kieliszeczek koniaku i rozpalił ogień w kominku. Tak, jego pokój może nie był zbyt duży, ale nawet teraz w świetle płomieni dość przytulny. Tylko co z tego, skoro wydawał się jednocześnie tak pusty?

„Oh chłopie, co z tobą? Czyżbyś robił się uczuciowy i melancholijny? Napij się lepiej”. Rozmawiając tak ze sobą można dojść do wielu ciekawych wniosków. Chociażby, że za kimś się tęskni.

Przypomniał sobie o pewnym liście, spoczywającym gdzieś na dnie szuflady. Już miał po niego sięgnąć, gdy…

Rozległ się trzask na drzwiami i pukanie. Był ciekaw kto o tej porze zakłóca mu spokój.

-Wejść!

Do środka wszedł nieśmiało skrzat trzymający coś w rączkach.

-Pan Snape tu w ciemnościach, a wiadomość przybyła.

-Ciekawe od kogo… – wziął do ręki kopertę i od razu wyczuł pewien delikatny zapach perfum. Podziękował skrzatowi i kazał mu znikać. Otworzył szybko kopertę.

Drogi Panie Profesorze,

Mam nadzieję, że mój list Pana nie zbudzi. Tu jest jeszcze wieczór. Chciałam tylko napisać, że jestem cała i zdrowa, nawet jeśli Pana to nie obchodzi. Tęsknię za Hogwartem, ale tu jest tak pięknie! Czy był Pan tu kiedyś? Jeśli tak, czy ktoś przed Panem nie uciekał?

Z wyrazami szacunku

Hermiona Granger

Miał ochotę ją udusić. Złapać, przytulić i udusić. Uśmiechnął się do siebie – zdecydowanie za dużo alkoholu.

***

Harry w miarę możliwości odwiedzał Rona wraz z  Fredem i Georgem. Chłopak kontaktował, ale pierwsze chwile były podobno straszne, jakby sam został potraktowany Cruciatusem.

-Wiesz, kiedy wychodzisz?

-Nie… i lepiej dla mnie byłoby, gdybym nie wyszedł…

-Daj spokój. Wiesz co zrobiłeś i poniesiesz konsekwencje, ale my zawsze będziemy z tobą, mimo wszystko. Hermiona też będzie Cię wspierać.

-Tak mi jej tu brakuje…

Nastała chwila milczenia. Nie tylko jemu…

***

Za dwa dni wraca Hermiona. Wszyscy byli podekscytowani jakby najprawdziwsza wila miała przybyć z Beauxbatons z orszakiem. Ginny chciało się śmiać na widok zakręconego Harry’ego, nie wiedzącego co ze sobą zrobić.

Odkąd zabrakło Hermiony, a potem Rona, spędzali ze sobą dużo czasu, no w sumie całe dnie. Była co prawda nieco szalona, ale idealnie to grało z jej burzą niemal „płonących” włosów. Całkiem ładna, uśmiechnięta… oh, Ron by go chyba zabił. Na razie lepiej nie dodawać mu atrakcji…

Jednak oczekiwali na nią nie tylko jej przyjaciele.

Nadchodzą ciężkie czasy…

***

-Hermiono!

Rozległ się radosny okrzyk przyjaciół na widok Gryfonki. Były nawet balony!

Na ich widok rozpromieniła się i pobiegła ku nim czym prędzej.  Tyle czasu! Tak bardzo za nimi tęskniła.

-Harry! Ginny! Tak mało pisaliście, martwiłam się. Gdzie Ron?

-Oh… wiesz, jaki jest Ron. Taka pierdoła…

-Właśnie, WIEM, jaki jest. Coś mu się stało? Mówcie!

-Witaj, Hermiono. Myślę, że najlepiej abyś teraz się rozpakowała i ochłonęła po podróży. Przyjdź proszę do mojego gabinetu po kolacji. – wtrąciła dość chłodno i konkretnie McGonagall, i odeszła w stronę zamku. Dziewczyna patrzyła na towarzystwo podejrzliwie. Czegoś jej nie mówią.

-Niech będzie, potem mi i tak powiecie.

***

Mężczyzna kręcił się niespokojnie na łóżku. Czuł to gdzieś pod skórą, gdzieś wewnątrz… to było tak dziwne i nienaturalne. Nic nie pomagało, to uczucie stawało się tylko z każdą chwilą silniejsze. Wstał, podszedł do komody, wyjął list i jeszcze raz go przeczytał.

Szanowna Pani Profesor McGonagall,

Chciałabym uprzejmie zwrócić uwagę na dziwne zdarzenia dziejące się ostatnio w naszej szkole. Jako uczennica mam najlepszy na to pogląd i muszę uprzedzić, że fakty wydawać się mogą na pierwszy rzut oka absurdalne.

Otóż coraz częściej spotkać można pewną Gryfonkę w towarzystwie pewnego ślizgona, w dodatku opiekuna domu. Sądzę, że nie trzeba więcej szczegółów. 

Z całym szacunkiem, jednak jest to oburzające i niedopuszczalne. Różne plotki chodzą po szkole i zapewniam raz jeszcze – nie są bezpodstawne. Powiadomiłam o tym już mojego ojca, pracującego w Ministerstwie. On wie, do kogo się zgłosić.

Jeśli życzy sobie Pani więcej informacji lub potwierdzenia ze strony innych uczniów, proszę zachować kartkę i odesłać sowę. Jeśli odeśle Pani również ten list – uznam to za ukrywanie przestępstwa.

Z wyrazami szacunku,
Uczennica

Zacisnął pięści. Kto by mógł być tak wyrachowany i bezczelny zarazem? Ah, i nieudolny, skoro ten list został znaleziony. Przechwycony. Chwilę…
W sumie to czemu skrzat mu to przyniósł?

Zastanawiał się nad treścią listu chodząc po pokoju w tę i z powrotem. Może i było to dość… niecodzienne, ale nikt nigdy nie widział ich w żadnej dwuznacznej sytuacji, już się o to postarał. Tym bardziej nie przypominał sobie sytuacji, która by mogła być uznana za conajmniej dziwną. No, może prócz momentu, gdy musiał ją odprowadzać w nocy do wieży Gryfonów.

Choc w sumie była pewna osoba, która mogła nabrać podejrzeń. I zazdrości. I jest bardzo dobrze wychowana. A cwana jak nikt inny.

***

Nietoperz szedł szybkim krokiem, choć do Pokoju Wspólnego Ślizgonów było raptem parę metrów. No dobra, trochę więcej.

Wszedł i rozejrzał się. Panujący chłód, dosłownie i w przenośni, podsycał tylko jego irytację. Po chwili stał już przy drzwiach wyglądających jak z czystego srebra. A może i nawet były?
Zapukał, ale odpowiedziała mu cisza. Więc… uznał się za zaproszonego.

Na łóżku leżał blondyn, a przy nim siedział jego ciemnoskóry przyjaciel.

-Zabini, wynocha.

Chłopak wyszedł bez słowa zamykając za sobą drzwi.

-Mógłbyś wstać, Książę? Nauczyciel przyszedł.

-Yhm… póki nie jesteśmy w Sali, to jesteś moim wujem. Co chcesz?

-Radzę Ci, zachowuj się odpowiednio. Mam do Ciebie kilka pytań. Lubisz pisać listy?

-Listy? Nie, jakoś to nie moja pasja. A co, Ciebie naszło? Chcesz popisać?

-Nie zaczynaj, Draco. Czy wiesz coś na temat anonimu, który trafić miał do rąk McGonagall?

-Czemu miałbym? Nie ciągnie mnie do nikogo z Gryffindoru, a więc…

-Nie kłam! Uprzedzam Cię, jeśli dowiem się o jeszcze jednym takim przypadku, to ani twój ojciec, ani Bella, ani nawet sam Voldemort Ci nie pomoże.

I wyszedł trzaskając drzwiami i z łopoczącą peleryną.

Chłopak drgnął na dźwięk tego imienia. Dawno go nie widział i wcale za tym nie tęsknił, bo to oznaczałoby tylko kłopoty.
Ale skoro już go ktoś wyrwał z letargu, to przejdzie się po błoniach. A nóż świeże powietrze dobrze mu zrobi…

Jedna myśl na temat “31. 2P: Powrót i Podejrzenia

  1. To może tak najpierw… ktoś podpisuje się „uczennica” a Sevcio oskarża Draco? Niby się zgadza, ale w końcu pisze to dziewczyna (przynajmniej na to, to wygląda), więc czemu podejrzewa chłopaka?
    Dlaczego nie chcą Hermionie, powiedzieć, o Ronie (ale zrymowałam ;D )?
    Jest dialog i wgl..
    tekst jak zawsze, zwięzły (niestety krótki) i na temat. Ja sama nie umiem tak pisać. Zawsze rozflaczam xd.
    Ale dobra.. muszę nadrobić zaległości, także lecę czytać dalej ❤
    Pozdrawiam
    http://dramione-razemlubwogole.blogspot.com
    http://together-forever-hgss.blogspot.com
    ~~Civetta

    Polubienie

Dodaj komentarz