32. Myśl, no, myśl!

A oto nowy rozdzialik w tym uroczym urodzinowym dniu, więc miłej czytanki!
Sayo~

———————————————————————————-

Wieczór. Hermiona szykowała się na kolację i spotkanie z McGonagall. Cały dzień jej przyjaciele unikali tematu Rona jak tylko się dało, a jego rudej czupryny nie widziała nawet przez chwilę. Bała się strasznie, że jest w ciężkim stanie w Skrzydle szpitalnym, ale nie mogła wymyślić rozsądnego powodu. Ale to Ron – na próżno sensu szukać.

Cieszyła się, że może usiąść przy stole z Harry’m i Ginny. I musiała dokończyć swoją relację z wyjazdu.

-Dzień przed wyjazdem zrobiły mi mini przyjęcie w Salonie, balony, ciasta, mówię wam – czego dusza zapragnie. Nie poznałam nawet wszystkich dziewcząt z naszej grupy i też wszystkich nie pamiętam, które poznałam, ale bez wyjątku są cudowne. Dużo od nich się tam wymaga; gracja, dykcja, wszystko, mówię wam.

Kolacja dobiegła końca i Hermiona udała się do gabinetu Profesorki. Zapukała niepewnie.

-Proszę. Witaj, Hermiono, usiądź.

-Czy wezwała mnie Pani w sprawie Rona?

-Tak… Czy ktoś Ci już powiedział?

-Właśnie nie i martwi mnie to. O co chodzi?

-Otóż, pan Weasley… jest w stanie ciężkim w Świętym Mungu.

-C-Co?! Jak to?!

-Przy wstępnym przesłuchaniu w sprawie użycia zaklęcia niewybaczalnego, które odbyło się w gabinecie Dyrektora przy obecności Lucjusza Malfoya przeżył… szok.

-Szok..? Jak to szok? Przecież wiedział, co robi. Pamięta to. Musiał spodziewać się konsekwencji…

-Wiesz, jaki jest Lucjusz… żąda surowej kary. Możliwe, że tak ciężkich warunków się nie spodziewał. Jesteście jeszcze nieletni, a została wysunięta propozycja, by trafi do… Azkabanu.

Azkaban i Ron? No nie, to chyba sen. Wróć, koszmar! Jej przyjaciel… Przecież musi mu jakoś pomóc!

-Czy… jest jakaś szansa…

-I tak długo to trwało, wiesz o tym najlepiej. Ministerstwo tylko na prośbę Dyrektora utrzymywało to w hibernacji.

***

Hermiona spacerowała po błoniach z głową w chmurach i wcale nie w pozytywnym znaczeniu. Ron… jej najbliższy przyjaciel… przecież nikogo nie zabił, do cholery! On stanął w obronie jej honoru! Poza tym, to było w afekcie. W końcu ją kochał, a skoro ona nie… to chciał żeby była szczęśliwa i bezpieczna. Tak. Ludzie powinni to zrozumieć!

I pewnie długo by jeszcze rozmyślała, gdyby nie wpadła na kogoś.

-Auuu… przepraszam, nie zauważyłam…

-Nic się nie… – chłopak podniósł wzrok na dziewczynę. Ta fala brązowych włosów, zadarty nosek… – Granger?

-Oh cudownie… wróciliśmy do formy grzecznościowej, Malfoy? Cieszę się. Wybacz, ale jakoś nie mam czasu ani ochoty na twoje towarzystwo.

-Wiem o rudzielcu, przykro mi. Próbowałem rozmawiać z ojcem…

-Oh, czyżby? Akurat ty mogłeś mu ten Azkaban podpowiedzieć. Idź się utop. – i odeszła zła.

Blondyn stał zbity z tropu. Nie powiedział przecież nic złego. Gdzie jego dawna Hermiona?

***

Powoli dnie stawały się coraz dłuższe i cieplejsze. Normalnie każdy byłby z tego zadowolony, ale nie Ron. Siedział sam w niemal całkiem białym pokoju mając za ścianą doborowe towarzystwo Lockharta. Nie, wcale za nim nie tęsknił. Zastanawiał się w sumie co robić, bo kto o zdrowych zmysłach chciał trafić do Azkabanu? No właśnie, o zdrowych zmysłach. Harry może i w żartach powiedział, żeby udawał walniętego psychicznie, że szok i tak dalej, ale kto by w to uwierzył… jednak spróbować nie zaszkodzi. Do tej pory działa, a minęło trochę czasu. Tak, on ma jeszcze szansę z tego się wykaraskać, tylko trzeba dopracować szczegóły…

***

Hermiona mimo genialnego umysłu nie mogła nic wymyślić. To ją przerastało. Czemu odesłali ją, gdy jej przyjaciel tak potrzebował jej wsparcia? Poza tym był tu Harry, czemu z nim nic nie zrobili? Co ona by mogła zrobić? Zamach stanu? Odbiłaby mężnie przyjaciela z rąk śmierciożercy Lucjusza Malfoya i uciekłaby w siną dal na testralach? Albo w ogóle na pegazach… Cóż, brzmi to idiotycznie i szalenie, ale czego oni już nie przeżyli. Tyle przygód mieli i tyle ich jeszcze czeka… we trójkę…

Pobiegła do Ginny.

***

-Kto o tej porze… Hermiona? Ty nie śpisz? Gdzie byłaś?

-Nie ważne, musimy pogadać. Ron to twój brat, a my musimy mu pomóc. Nie może tak siedzieć i czekać aż kosa pod tytułem Azkaban spadnie mu na kark! I myślę, że…

-Uspokój się… To bezcelowe. Nie jest animagiem, nie podeślemy mu Eliksiru Wielosokowego i nie wysadzisz Azkabanu w powietrze. Z resztą musiałby się ukrywać i ty też. Chcesz żyć w strachu? Wypuszczą go tak szybciej i będzie miał to z głowy. Poza tym jest nieletni, a stary Malfoy przewrażliwiony. A gdyby przekonać Dracona…

-Miałabym się przymilić, żeby spuścił z tonu, wybaczył i nie popierał wniosku ojca?

-Hm… w sumie, to tak.

***

Czas mijał, ale nic się nie zmieniało. Ron siedział jak siedział, lekcje płynęły swoim powolnym tempem i było nader spokojnie. Cisza przed burzą?

Snape już nie chodził na zwiady po zamku i nie wyszukiwał błąkających się po kątach dzieci czy ewentualnie zakochanych par. Jednak prócz uczniów o tym nikt nie wiedział. I też nikt nie miał zamiaru tego nikomu donosić.

Harry sprawdzał co wieczór na mapie Huncwotów gdzie to stary nietoperz się podziewa, jednak po wejściu do swojego lochu znikał bez śladu. Albo zaklęcie albo kominek, tylko po co?

Hermiona nie wiedząc co ze sobą robić przesiadywała jeszcze więcej czasu w bibliotece. Szukała czegoś podświadomie, ale nie miała pojęcia czego. Czuła się tak bezsilna, beznadziejna… zebrało jej się na łzy. Czmychnęła w jakąś wnękę próbując się uspokoić, gdy ktoś położył rękę na jej ramieniu.

-Hej, w porządku?

Dziewczyna uniosła głowę i zbrakło jej słów. Ślizgon ją dotykał?

-Zauważyłem, że płaczesz i…

-Ty jesteś od Malfoya.

-Oh, ta renoma, nie ma co. Blaise Zabini, do usług. Może mogę Ci pomóc?

-Nie sądzę. Malfoy Cię wysłał na przeszpiegi?

-Akurat miewam lepsze rzeczy do roboty niż go słuchać o każdej porze dnia i nocy, więc może jednak się dogadamy?

***

-…i nie wiem co robić. – westchnęła ciężko. Po co właściwie mu to wszystko powiedziała?

-No tak… faktycznie, nie ciekawie. Wybacz, że to powiem, ale rudy sam sobie zapracował. Może to przegięcie z taką karą, ale przecież to też nie jest przesądzone. Niestety ja nic nie mogę…

-Możesz! Możesz pogadać z Draco, gdy on powie, że nie chowa urazy…

-Tylko ty jesteś do tego zdolna, moja droga i nikt inny. Innych rozstawia po kątach, ty się nie dałaś. No, ja niby też, ale nie jestem milutką brunetką o ilorazie większym niż możliwe to na skali.

Roześmiali się. Zabini był całkiem miły, szczególnie jak na ślizgona. To miła odmiana w porównaniu do osób które zna lepiej niż samą siebie czy osoby, których widzieć nie chce. Chyba jednak musi się przełamać. Sama musi się pogodzić z tym jak jest i przestać się boczyć jak mała dziewczynka. Ale czy naprawdę takie potraktowanie można od tak wybaczyć?

***

Idąc w towarzystwie ślizgona wzbudzała niejakie zdziwienie i zainteresowanie. Czuła się z tym dziwnie, ale nawet przyjemnie. „Gryfoni i Ślizgoni też mogą żyć w pokoju!” zdawały się krzyczeć jej oczy.  Chodzący absurd, po prostu. Chodzący absurd…

I ten absurd szedłby dalej, gdyby nie wpadł na pewnego arystokratę.

-O, siemasz, właśnie Cię szukałem.

31. 2P: Powrót i Podejrzenia

-Snape, powiesz mi w końcu, co się u licha stało u Dyrektora?

-Nie lubię tego tonu, Draco, więc lepiej uważaj. Poza tym jesteśmy w szkole. Trzeba było tam być, skoro sprawa też Ciebie tyczyła.

-Wiesz, że gdybym go zobaczył, to bym go chyba rozniósł.

-Nie zrobiłeś tego tyle czasu, a teraz nagle miałbyś? Nie bądź śmieszny.

-Bo była Hermiona i dobrze o tym wiesz, że to nie przypadek z jej wyjazdem. Zaciągnąłem języka tu i ówdzie.

-Nie wiem kto i co Ci powiedział, ale z pewnością było to nieprawdą. A teraz zejdź mi z oczu.

Blondyn niezadowolony mrucząc coś pod nosem wyszedł z gabinetu. Snape został sam w błogiej ciszy… która zaczynała mu doskwierać.

Nikt nie przesiadywał z nim wieczorami i nie zatruwał życia swoją obecnością… może raz na jakiś czas wpadł ślizgon z narzekaniem na złych Gryfonów, ale większość już się nauczyła, że nie ma co szukać wsparcia u opiekuna domu w tak błahych sprawach.

Nalał sobie kieliszeczek koniaku i rozpalił ogień w kominku. Tak, jego pokój może nie był zbyt duży, ale nawet teraz w świetle płomieni dość przytulny. Tylko co z tego, skoro wydawał się jednocześnie tak pusty?

„Oh chłopie, co z tobą? Czyżbyś robił się uczuciowy i melancholijny? Napij się lepiej”. Rozmawiając tak ze sobą można dojść do wielu ciekawych wniosków. Chociażby, że za kimś się tęskni.

Przypomniał sobie o pewnym liście, spoczywającym gdzieś na dnie szuflady. Już miał po niego sięgnąć, gdy…

Rozległ się trzask na drzwiami i pukanie. Był ciekaw kto o tej porze zakłóca mu spokój.

-Wejść!

Do środka wszedł nieśmiało skrzat trzymający coś w rączkach.

-Pan Snape tu w ciemnościach, a wiadomość przybyła.

-Ciekawe od kogo… – wziął do ręki kopertę i od razu wyczuł pewien delikatny zapach perfum. Podziękował skrzatowi i kazał mu znikać. Otworzył szybko kopertę.

Drogi Panie Profesorze,

Mam nadzieję, że mój list Pana nie zbudzi. Tu jest jeszcze wieczór. Chciałam tylko napisać, że jestem cała i zdrowa, nawet jeśli Pana to nie obchodzi. Tęsknię za Hogwartem, ale tu jest tak pięknie! Czy był Pan tu kiedyś? Jeśli tak, czy ktoś przed Panem nie uciekał?

Z wyrazami szacunku

Hermiona Granger

Miał ochotę ją udusić. Złapać, przytulić i udusić. Uśmiechnął się do siebie – zdecydowanie za dużo alkoholu.

***

Harry w miarę możliwości odwiedzał Rona wraz z  Fredem i Georgem. Chłopak kontaktował, ale pierwsze chwile były podobno straszne, jakby sam został potraktowany Cruciatusem.

-Wiesz, kiedy wychodzisz?

-Nie… i lepiej dla mnie byłoby, gdybym nie wyszedł…

-Daj spokój. Wiesz co zrobiłeś i poniesiesz konsekwencje, ale my zawsze będziemy z tobą, mimo wszystko. Hermiona też będzie Cię wspierać.

-Tak mi jej tu brakuje…

Nastała chwila milczenia. Nie tylko jemu…

***

Za dwa dni wraca Hermiona. Wszyscy byli podekscytowani jakby najprawdziwsza wila miała przybyć z Beauxbatons z orszakiem. Ginny chciało się śmiać na widok zakręconego Harry’ego, nie wiedzącego co ze sobą zrobić.

Odkąd zabrakło Hermiony, a potem Rona, spędzali ze sobą dużo czasu, no w sumie całe dnie. Była co prawda nieco szalona, ale idealnie to grało z jej burzą niemal „płonących” włosów. Całkiem ładna, uśmiechnięta… oh, Ron by go chyba zabił. Na razie lepiej nie dodawać mu atrakcji…

Jednak oczekiwali na nią nie tylko jej przyjaciele.

Nadchodzą ciężkie czasy…

***

-Hermiono!

Rozległ się radosny okrzyk przyjaciół na widok Gryfonki. Były nawet balony!

Na ich widok rozpromieniła się i pobiegła ku nim czym prędzej.  Tyle czasu! Tak bardzo za nimi tęskniła.

-Harry! Ginny! Tak mało pisaliście, martwiłam się. Gdzie Ron?

-Oh… wiesz, jaki jest Ron. Taka pierdoła…

-Właśnie, WIEM, jaki jest. Coś mu się stało? Mówcie!

-Witaj, Hermiono. Myślę, że najlepiej abyś teraz się rozpakowała i ochłonęła po podróży. Przyjdź proszę do mojego gabinetu po kolacji. – wtrąciła dość chłodno i konkretnie McGonagall, i odeszła w stronę zamku. Dziewczyna patrzyła na towarzystwo podejrzliwie. Czegoś jej nie mówią.

-Niech będzie, potem mi i tak powiecie.

***

Mężczyzna kręcił się niespokojnie na łóżku. Czuł to gdzieś pod skórą, gdzieś wewnątrz… to było tak dziwne i nienaturalne. Nic nie pomagało, to uczucie stawało się tylko z każdą chwilą silniejsze. Wstał, podszedł do komody, wyjął list i jeszcze raz go przeczytał.

Szanowna Pani Profesor McGonagall,

Chciałabym uprzejmie zwrócić uwagę na dziwne zdarzenia dziejące się ostatnio w naszej szkole. Jako uczennica mam najlepszy na to pogląd i muszę uprzedzić, że fakty wydawać się mogą na pierwszy rzut oka absurdalne.

Otóż coraz częściej spotkać można pewną Gryfonkę w towarzystwie pewnego ślizgona, w dodatku opiekuna domu. Sądzę, że nie trzeba więcej szczegółów. 

Z całym szacunkiem, jednak jest to oburzające i niedopuszczalne. Różne plotki chodzą po szkole i zapewniam raz jeszcze – nie są bezpodstawne. Powiadomiłam o tym już mojego ojca, pracującego w Ministerstwie. On wie, do kogo się zgłosić.

Jeśli życzy sobie Pani więcej informacji lub potwierdzenia ze strony innych uczniów, proszę zachować kartkę i odesłać sowę. Jeśli odeśle Pani również ten list – uznam to za ukrywanie przestępstwa.

Z wyrazami szacunku,
Uczennica

Zacisnął pięści. Kto by mógł być tak wyrachowany i bezczelny zarazem? Ah, i nieudolny, skoro ten list został znaleziony. Przechwycony. Chwilę…
W sumie to czemu skrzat mu to przyniósł?

Zastanawiał się nad treścią listu chodząc po pokoju w tę i z powrotem. Może i było to dość… niecodzienne, ale nikt nigdy nie widział ich w żadnej dwuznacznej sytuacji, już się o to postarał. Tym bardziej nie przypominał sobie sytuacji, która by mogła być uznana za conajmniej dziwną. No, może prócz momentu, gdy musiał ją odprowadzać w nocy do wieży Gryfonów.

Choc w sumie była pewna osoba, która mogła nabrać podejrzeń. I zazdrości. I jest bardzo dobrze wychowana. A cwana jak nikt inny.

***

Nietoperz szedł szybkim krokiem, choć do Pokoju Wspólnego Ślizgonów było raptem parę metrów. No dobra, trochę więcej.

Wszedł i rozejrzał się. Panujący chłód, dosłownie i w przenośni, podsycał tylko jego irytację. Po chwili stał już przy drzwiach wyglądających jak z czystego srebra. A może i nawet były?
Zapukał, ale odpowiedziała mu cisza. Więc… uznał się za zaproszonego.

Na łóżku leżał blondyn, a przy nim siedział jego ciemnoskóry przyjaciel.

-Zabini, wynocha.

Chłopak wyszedł bez słowa zamykając za sobą drzwi.

-Mógłbyś wstać, Książę? Nauczyciel przyszedł.

-Yhm… póki nie jesteśmy w Sali, to jesteś moim wujem. Co chcesz?

-Radzę Ci, zachowuj się odpowiednio. Mam do Ciebie kilka pytań. Lubisz pisać listy?

-Listy? Nie, jakoś to nie moja pasja. A co, Ciebie naszło? Chcesz popisać?

-Nie zaczynaj, Draco. Czy wiesz coś na temat anonimu, który trafić miał do rąk McGonagall?

-Czemu miałbym? Nie ciągnie mnie do nikogo z Gryffindoru, a więc…

-Nie kłam! Uprzedzam Cię, jeśli dowiem się o jeszcze jednym takim przypadku, to ani twój ojciec, ani Bella, ani nawet sam Voldemort Ci nie pomoże.

I wyszedł trzaskając drzwiami i z łopoczącą peleryną.

Chłopak drgnął na dźwięk tego imienia. Dawno go nie widział i wcale za tym nie tęsknił, bo to oznaczałoby tylko kłopoty.
Ale skoro już go ktoś wyrwał z letargu, to przejdzie się po błoniach. A nóż świeże powietrze dobrze mu zrobi…

Iiinforrrmacja

Dzień dobry, cześć i czołem!

Zaczynamy nowy miesiąc i w związku z tym chciałabym serdecznie podziękować dwóm osobom, które dały mi niejaki zastrzyk energii i nadziei, że jednak jakiś to sens ma:
Sara Slytherin oraz Civetta!

Niedługo objawi się kolejny, 31 już rozdział, więc zachęcam gorąco do czytania!

A i pojawił się spis treści – względny ład i porządek 😉

(A wiecie, że pierwszy rozdział ukazał się dokładnie rok temu? Yuhu ;D)

Eve